[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ELIZABETH BEVARLY
Podaruję
wam szczęście
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- To najdziwniejsza rzecz, jaką do tej pory zrobiłem
w życiu. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało ci się mnie
w to wrobić.
Ike Guthrie popatrzył na odbicie sylwetki siostry, wido­
czne w popękanym lustrze, i mocno się zasępił. Nora stała
tuż za nim, sięgając ponad ramieniem brata, by poprawić
mu czarną muszkę. Zza pleców dobiegały ich krzykliwe
głosy. Nora tak energicznie szarpnęła za muszkę, że o mały
włos, a Ike byłby stracił oddech. Znów zrobił ponurą minę.
- Jak to się dzieje, starsza siostro - mruknął przez za­
ciśnięte zęby, rozluźniając duszący go węzeł na szyi — że
zawsze wrabiasz mnie w coś, na co nie mam najmniejszej
ochoty?
Przesunęła dłońmi po gładkich, jedwabnych klapach
smokingu brata i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Tę umiejętność odziedziczyłam po mamie. Wyglą­
dasz doskonale. Zobaczysz, zdobędziesz dziś najwyższą
stawkę. Jeśli nie staniesz się główną nagrodą, będzie to
oznaczało, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
Ike popatrzył na siostrę. Mimo że Nora sięgała mu do
brody, oboje byli słusznego wzrostu. Mieli podobne nie­
bieskie oczy i długie rzęsy oraz ładne, jasnoblond, proste
włosy. Siostra upinała je w kok z tyłu głowy, on zaś był
ostrzyżony krótko i modnie. Ike rzucił okiem na wieczo­
rowe, oficjalne stroje ich obojga i spochmurniał ponownie.
6
PODARUJĘ WAM SZCZĘŚCIE
Uznał, że w smokingu wygląda jak idiota. Na litość boską,
czemu posłuchał Nory?
- Najwyższą stawkę? - powtórzył. - Mówisz tak, jak­
bym był kawałkiem wołowiny wystawionym na sprzedaż.
Nora strzepnęła niewidoczny pyłek z ramienia brata.
- Dziś jesteś, kochany. Cała rada opiekuńcza Dziecię­
cego Szpitala Świętej Bernadetty liczy na ciebie. Na to, ile
dostaniesz za kilogram swego apetycznego mięska.
Otworzył usta, żeby zaprotestować jeszcze raz, lecz po­
wstrzymały go hałasy dobiegające zza kurtyny, od strony
widowni. Zamilkli także pozostali mężczyźni. Na twarzy
każdego z nich malowało się przerażenie. Ike stanął tuż
przy brzegu kurtyny i odchylił ją nieznacznie.
Jego oczom ukazała się widownia, wypełniona po brzegi
zbitym tłumem kobiet. Każda z nich trzymała kurczowo
w ręku plik dolarowych banknotów. Podniecone damy po­
krzykiwały, gwizdały i głośnym aplauzem reagowały na
przebieg imprezy.
- Dwa tysiące dolarów! - Ike usłyszał okrzyk aukcjo-
nerki. - To dziś, moje panie, najwyższa licytowana stawką.
Wszystko wskazuje na to, że doktor Gillette stanie się
główną nagrodą.
- Bzdura - syknęła Nora do ucha brata. - Te baby je­
szcze nie widziały Isaaca Guthrie'ego, najsłynniejszego
filadelfijskiego architekta.
Spoza kurtyny dobiegały dalsze krzyki i gwizdy.
- Ich chyba zbytnio nie interesuje, w jaki sposób zara­
biam na życie - mruknął Ike.
- Wiem - szepnęła Nora. - Ale jesteś świetny. Przeko­
nasz się, przyniesiesz nam fortunę.
Od strony sali przez szparę w kurtynie wsunął się doktor
Gillette. Z czoła ocierał pot.
- To zwierzęta! -jęknął. - Zwierzęta! Nie wiem nawet,
PODARUJĘ WAM SZCZĘŚCIE
7
która z tych bab mnie kupiła. W pierwszym rzędzie dwie
kobiety prawie się pobiły.
Kiedy przechodził obok Nory, klepnęła go przyjacielsko
w ramię.
- Doktorze, proszę się nie martwić. Jestem pewna, że
kupiła pana jakaś miła osoba. - Nachylając się do ucha
brata, dodała szeptem: - Pewnie Edith Hathaway. Chciała
koniecznie zdobyć lekarza. Dla córki, Pameli. Bez względu
na cenę. Kardiolog za dwa tysiące dolców to dobry interes.
- Oto nasz następny kawaler do wzięcia - ogłosiła au-
kcjonerka. - Jest nim pan Isaac Guthrie, jeden z najbar­
dziej znanych filadelfijskich architektów i atrakcyjnych
mężczyzn. Jestem przekonana, że podziwiały panie zapro­
jektowane przez niego Centrum Korporacji Bidwella. Pana
Guthrie'ego pasjonują ponadto: konna jazda, poezja Byro­
na i spacery wzdłuż brzegu morza przy świetle księżyca...
- Och, tylko nie to! -jęknął Ike. - Nigdy w życiu na­
wet nie siedziałem na koniu. Nienawidzę poezji. Skąd ona
bierze te wszystkie bzdury?
- Ciii. - Nora uciszyła brata. - Sama to napisałam.
- Ty? Przecież dałem im zupełnie inny tekst.
- Napisałeś, że urodziłeś się pod znakiem Skorpiona,
masz trzydzieści sześć lat, dobrze gotujesz i po mistrzo­
wsku grasz w tenisa. Lubisz kobiety inteligentne, wrażliwe
i obdarzone dużym poczuciem humoru...
- Sądziłem, że taki tekst odstraszy kupujące.
- Wiem. I dlatego, łobuzie, musiałam go zmienić.
Ike westchnął głęboko.
- Oj, siostro, doczekasz się mojej zemsty. Zobaczysz,
wyrównam rachunki.
- Ciii.
Kobieta prowadząca licytację kawalerów z zachwytem
w głosie wykrzykiwała dalej:
8
PODARUJĘ WAM SZCZĘŚCIE
- I pan Guthrie ofiarowuje swej partnerce cały weekend
pełen nadzwyczajnych wrażeń i atrakcji!
Na sali rozległy się głośne brawa. Tłum zgromadzonych
tu kobiet z aplauzem przyjął ostatnie słowa aukcjonerki.
Nerwowo wyciągały z torebek dalsze banknoty.
- Weekend pełen nadzwyczajnych wrażeń? - z nie­
dowierzaniem powtórzył Ike. - Powiedziałem tylko, że
zabiorę tę damę na kolację i do teatru. Skąd wzięły
się te wszystkie brednie? - Popatrzył podejrzliwie na
siostrę.
Śmiała się wesoło.
- Mówiłam ci, że musisz zdobyć główną nagrodę.
I przestań wreszcie narzekać. Zadbałam o wszystko. Ty
musisz się tylko pokazać. - W oczach Normy zabłysły
wesołe ogniki. - Cel uświęca środki. Pamiętaj, że dzięki
tobie chore dzieci będą miały fachową opiekę. Zostaną
wyleczone,
- Uważasz, że ja sam nie mam nic do powiedzenia?
- Tak.
- Mimo że chodzi o moją osobę?
- Być może kupi cię kobieta twych marzeń.
- Bardzo wątpię. - Ike westchnął. Musiał pogodzić się
z losem zgotowanym mu przez siostrę. - Przynajmniej to,
że pochodzę spod znaku Skorpiona, jest prawdą.
Tymczasem aukcjonerka rozpływała się w zachwytach
nad wycieczką do malowniczego Cape May w stanie New
Jersey. Gdy wspomniała o osobnych pokojach zamówio­
nych w wytwornym pensjonacie, w jej głosie zadźwięczała
nuta zwątpienia.
Ike był tak zdumiony inwencją siostry, że przegapiłby
chwilę wyjścia na scenę. Nora do końca trzymała rękę na
pulsie. Wypchnęła brata za kurtynę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fashiongirl.xlx.pl