[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ELIZABETH BEVARLY
Przeznaczenie
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż • Praga
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Była to burza śnieżna o sile nie spotykanej nawet w południo-wo-
wschodniej części Stanów. Droga prawie nie była widoczna, gdyż
śnieg zasypywał grubą warstwą szyby samochodu. Cooper Dugan
wcisnął sprzęgło i wrzucił niższy bieg. Lodowaty marcowy wiatr
przenikający przez plastykowe drzwi i okna do wnętrza dżipa
sprawił, że kierowca przemarzł do kości.
Rękoma zdrętwiałymi w skórzanych rękawicach z trudem
odkręcił wieczko termosu, który niemal przez całą drogę trzymał
między kolanami. Wypił łyk kawy. Była bardzo gorąca. Oparzył
sobie język i polał brodę. Kawa wciekła mu aż za kołnierz, pod
bluzę od dresu, którą włożył pod skórzaną kurtkę.
Zaklął siarczyście i przesunął dłonią po twarzy.
- Cholerny sposób spędzania sobotniego wieczoru - mruknął do
siebie pod nosem.
Mam przecież wolny weekend, przypomniał sobie. I w tej
właśnie chwili powinienem być na randce z tą nową pielęgniarką
z oddziału kardiologii. Z dużą brunetką o ponętnym biuście, który
aż prosił się, żeby na nim złożyć głowę. Cooper w pełni
zasługiwał na chwilę rozrywki. Należała mu się po osiemnnastu
dniach ciężkiej pracy bez żadnej przerwy.
I co?
Zamiast odpoczywać, zabawiał się w dobrego samarytanina.
Odpowiedział na wezwanie burmistrza, który nawet nie płacił
Cooperowi za stracony czas.
6 PRZEZNACZENIE
Faceci od przepowiadania pogody tym razem cholernie się
pomylili. Nie przewidzieli nadejścia burzy śnieżnej, największej
w historii Pensylwanii. Oznajmili, że nie ma się czego obawiać,
bo zamieć i opady śniegu ominą ten obszar. I co? Pługi śnieżne
nawet nie zdołały wyjechać z garażu zakładu oczyszczania mia-
sta. I nadal, jak zawsze, ludzie mieli trudności z uzyskaniem
niezbędnej pomocy lekarskiej.
Przeciw Cooperowi sprzysięgła się aura. Miał do czynienia z
siłą wyższą.
Nie był nawet mieszkańcem Filadelfii. Co więc, do diabła, robił
na szosie, marznąc do kości w swym dżipie z napędem na cztery
koła, z trudem trzymającym się śliskiej i pełnej śniegu
nawierzchni, jedząc stęchłe czekoladowe batoniki i rozlewając
kawę na koszulę?
-Grzesznicy nie znajdą nigdy chwili wytchnienia - mruknął
do siebie. - Podobnie jak sanitariusze pogotowia ratunkowego.
Stary, następnym razem, kiedy przydarzy ci się coś takiego jak
dziś, śnieg zasypie miasto, a burmistrz czy jakiś tam inny urzędas
państwowy ogłoszą apel publiczny do wszystkich obywateli,
którzy mają pojazdy mechaniczne z napędem na cztery koła
i jaką taką umiejętność udzielania pierwszej pomocy... Stary,
kiedy coś takiego jeszcze się powtórzy, pamiętaj, że w tym czasie
masz być na wyspie Barbados!
-Cooper?
W radiotelefonie leżącym na siedzeniu kierowcy rozległy się
trzaski. Cooper usłyszał kobiecy głos. Nie odrywając wzroku od
drogi, którą i tak ledwie widział, po omacku sięgnął po aparat.
-Tak, Patsy. To ja - odparł, wcisnąwszy przycisk nadawania.
-Gdzie teraz jesteś?
Zaczął wypatrywać jakichś znaków wokół drogi. Bezskutecznie.
Podniósł aparat i odparł:
PRZEZNACZENIE
I
-Nie mam pojęcia.
-Postaraj się zorientować, gdzie się znajdujesz.
Westchnął, zwolnił jeszcze bardziej. Z boku drogi dostrzegł
zarysy wysokich domów.
- Pewnie to Chestnut Hill - powiedział do Patsy. - Przynaj
mniej mam takie wrażenie. Powinienem tędy przejeżdżać. Och,
są też drzewa. Gdzie jeszcze można je dostrzec w dolnej części
Filadelfii? Chyba nigdzie.
Dyspozytorka odetchnęła z ulgą.
-Tak, to pewnie Chestnut Hill. Świetnie, Cooper. Mam dla
ciebie następne zlecenie. Otrzymałam wiadomość, że sześć-
dziesięciosiedmioletni pacjent nie dotarł po południu na dializę.
Zawieź go. Najszybciej, jak to możliwe.
-Najszybciej - mruknął Cooper. - Zrobi się.
Znał Patsy. Ona też tkwiła przez wiele godzin w dyżurce,
zamiast w tym czasie zajmować się rodziną. Musiała być wy-
kończona, podobnie jak on. Marzył o tym, żeby się przespać.
Zdążył już dziś przetransportować do szpitala czteroletniego
chłopca, który złamał nogę. Dzieciak płakał i jęczał przez całą
drogę. Potem udzielił pierwszej pomocy chorej na serce osiem-
dziesięcioletniej kobiecie, która zasłabła przed domem podczas
odgarniania śniegu z podjazdu. Z miejscowej apteki rozwiózł
lekarstwa niezbędne czterem ciężko chorym pacjentom, miesz-
kającym na przeciwległych krańcach miasta. Zawiózł nawet psa
do weterynarza.
Uruchomił ponownie radiotelefon.
-Patsy - powiedział, siląc się na spokój. - „Najszybciej" to
nie jest właściwe słowo. Jeśli śnieg nie przestanie padać, to będę
miał duży fart, gdy do tego faceta dotrę jutro o świcie.
-Bylebyś tylko dotarł - warknęła dyspozytorka. Ona już
chyba miała wszystkiego dość, podobnie jak on sam. Podała
8 PRZEZNACZENIE
Cooperowi adres, który starał się zapamiętać, gdyż nawet jedną
ręką nie mógł pus'cić kierownicy, by zapisać go w notesie. Pół
godziny zajęło mu dotarcie do ulicy znajdującej się tylko
o
Patsy.
Pod wskazanym adresem z trudem odnalazł dom. Lub przynaj
mniej mu się wydawało, że trafił, gdzie trzeba. Wcale się tym
nie przejmując, zaparkował nieprzepisowo pośrodku ulicy. Jaki
inny idiota wyruszy z domu w tak koszmarną noc?
Odruchowo sięgnął po podręczną apteczkę, którą zawsze z
sobą woził. Otworzył drzwi dżipa i naciągnął na głowę kaptur.
Walcząc z napierającym wiatrem i śniegiem, pobiegł w stronę
najbliższego domu.
Katherine Winslow akurat pakowała swoje rzeczy do torby
podróżnej, chcąc uciec jak najdalej od miejsca, w którym teraz
się znajdowała, kiedy nagle odeszły jej wody. Poczuła, jak stru-
mienie cieczy popłynęły po nogach, mocząc luźne spodnie. Stało
się to trzy tygodnie przed planowanym terminem porodu, pod-
czas okropnej zamieci śnieżnej, największej w dziejach Pensyl-
wanii. I zaraz po odkryciu, że mężczyzna, którego uważała za
swego męża, w rzeczywistości nim nie jest.
Niewielka to frajda, gdy jakaś obca kobieta zapuka do drzwi
i
którego
wyszło się za mąż.
Katherine zwinęła się w kłębek pośrodku małżeńskiego łóżka.
Od miesięcy dzieliła je z człowiekiem, który tak naprawdę
wcale nie był jej mężem. Przeszywały ją fale bólu. Rękoma
przyciskała brzuch. Nie miała pojęcia, co robić. Była przerażona.
William wiedziałby dokładnie, co należy teraz uczynić. Gdyby
był w domu, a nie w podróży służbowej. Zadbałby o nią tak,
jedną przecznicę od miejsca, w którym przyjął zlecenie
oświadczy, że to ona jest prawowitą żoną człowieka, za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wątki
- Start
- Beatport Top 100 January 2015 (12.01.2015) - Tracklista, S K Ł A D A N K I, SKŁADANKI - Electro - House, Trance, House, Techno [Nowości 2015]
- Biblioteczka Opracowań Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza Wilczycka Danuta E-BOOK, Podręczniki, lektury
- Biblioteczka Opracowań Pan Tadeusz Adama Mickiewicza Lementowicz Urszula e-book, Podręczniki, lektury
- Biblioteczka Opracowań Konrad Wallenrod Adama Mickiewicza Wilczycka Danuta DOWNLOAD, Podręczniki, lektury
- Bezpieczeństwo Linuxa i BSD od podstaw, PDF (ebooki), Linux poradniki podręczniki
- Biblioteczka Opracowań Powrót posła Juliana Ursyna Niemcewicza DOWNLOAD, Podręczniki, lektury
- Biologia 2 Sprawdziany wiedzy i umiejętności Olechnowicz Krystyna, Podręczniki, lektury
- Bernard Shull - The Fourth Branch, ►Dla moli książkowych, podreczniki
- Bezpieczeństwo sieci bezprzewodowych Sankar Krishna, Podręczniki, lektury
- Bernhardt William - Ben Kincaid 06 - Naga sprawiedliwość, !!! 2. Do czytania, !!!. !.Kryminał i sensacja
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pustapelnia.pev.pl