[ Pobierz całość w formacie PDF ]

17. "I tylko smutek..."

             

 

 

Następnego dnia, na kilka minut przed przyjściem Hermiony, Severus zdecydował, że sytuacja z poprzedniego wieczoru nie może się powtórzyć. Jeśli liczył na powodzenie, musiał zacząć drastycznie wprowadzać w życie swój plan odsuwania od siebie Gryfonki.

 

Dlatego właśnie tego wieczoru pannę Granger powitało jedynie zimne:

 

                - Wejść.

 

I tylko smutek w jej ciepłych oczach sprawiał, że proces ten był jeszcze trudniejszy…

 

*              *              *

 

Nadszedł dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Hermionę kolejny raz obudził koszmar, a nadchodzące godziny nie zapowiadały się lepiej. Za oknem padał rzęsisty deszcz, niskie ciśnienie przyprawiało ją o ból głowy, a po chwili namysłu do swojej listy dopisała jeszcze poranne nudności. Poza tym zaczynała się denerwować przed Ucztą Powitalną i, choć na posiłkach radziła sobie już całkiem dobrze, czuła, że gdzieś w jej świadomości czai się lęk. Spędziła cały dzień w bibliotece, ze zdziwieniem odkrywając, że wie wszystko, o czym traktowała większość książek. Około osiemnastej wróciła do swojej sypialni i przebrała się w szkolne szaty.

 

Gotowa do wyjścia zeszła do Pokoju Wspólnego, gdzie już czekali na nią jej przyjaciele i razem udali się na Ucztę. Na korytarzu prowadzącym do Wielkiej Sali dało się słyszeć gwar rozmów nowoprzybyłych uczniów. Hermiona przystanęła, oddychając głęboko. Widząc jej wahanie, Ron podszedł do niej.

 

                - Hermiono, - zaczął, łapiąc ją za rękę – będzie dobrze. Chodź. – Dodał i pociągnął ją w stronę wejścia. Dopiero w drzwiach pomieszczenia przypomniał sobie o tym, by nie dotykać przyjaciółki i puścił jej rękę, jednak dziewczyna była teraz zbyt przejęta tłumem, znajdującym się wewnątrz.

 

Tego wieczoru Wielka Sala wyglądała inaczej niż dotychczas. Mimo deszczu, sufit pokrywało granatowe niebo, mieniące się tysiącami gwiazd, a stoły domów były pełne uczniów w czarnych szatach, przekrzykujących się nawzajem.

 

Gryfoni podeszli do swojego stołu i zajęli miejsca. Hermiona spojrzała na stół nauczycieli i zauważyła Mistrza Eliksirów, mierzącego uczniów z grymasem na twarzy. Świadomość obecności mężczyzny pozwoliła jej się rozluźnić, choć ostatnimi czasy profesor Snape zachowywał się w stosunku do niej inaczej, niż dotychczas. Poczuła smutek na wspomnienie kilku ostatnich praktyk… W obecności mężczyzny czuła się bezpiecznie, podziwiała go i potrzebowała, a od pewnego czasu spotkania z nim sprawiały jej niespodziewaną radość, on natomiast odgradzał się od niej, odpychając drobnymi komentarzami, zadając jej niewielki, ale regularny ból. Nie rozumiejąc jego zachowania, Hermiona mogła jedynie znosić je z zaciśniętymi zębami, nocą wypłakując swój smutek, złość i bezradność.

 

Uwagę dziewczyny od tych niewesołych rozmyślań odwróciło pojawienie się w Sali profesor McGonagall z grupką dzieci. Rozpoczęła się ceremonia przydziału.

 

*              *              *

 

Severus Snape wstał w wyjątkowo paskudnym humorze. Po ostatnim wieczorze spędzonym z H… panną Granger spił się w trupa, a dzisiaj ze złością odkrył, że jego zapasy Eliksiru na Kaca są na wyczerpaniu. Postanowił uwarzyć go, starając się ignorować tętniący ból głowy i po dwóch godzinach pracy poczuł się lepiej. Zamykając swój umysł na wszelkie myśli, dotyczące pewnej Gryfonki, zabrał się za sprawdzanie zapasów w składziku dla uczniów. Skończywszy, spisał brakujące składniki i przywołał skrzata, by stworzenie zaniosło listę dyrektorowi.

 

Mistrz Eliksirów nie chciał przyznać się do tego, że na dłuższą metę nie da rady żyć w ten sposób. Starał się nie myśleć o pannie Granger nawet, gdy była w pomieszczeniu obok, nie interesować się jej nastrojem, ani stosunkami z przyjaciółmi, co było trudne, jako, że zaczynał i kończył dzień, widząc przed oczami obraz jej twarzy, wpatrującej się w niego smutno. Wierzył lub chciał wierzyć w to, że już niedługo wszystko wróci do normy, a jemu uda się zapomnieć… W efekcie każda godzina bez niej była jego zwycięstwem; zwycięstwem, które zdarzało się równie często, co porażki….

 

Uczta Powitalna miała się wkrótce rozpocząć. Większość uczniów była już w Wielkiej Sali, ale Severus nadal obserwował wejście. Starał się nie zastanawiać nad tym, dlaczego to robi i wyrzucić ze swojego umysłu myśl, że Her… panna Granger nie dotarła jeszcze do sali.

 

Miejsce po jego lewej stronie zajęła nieznana mu dotąd kobieta o pooranej zmarszczkami twarzy i mądrym spojrzeniu zielonych oczu, podobnym do tego, jakim wiele razy mierzył go Dumbledore.

 

                - Severus Snape, prawda? – Spytała, uśmiechając się do niego pogodnie. – Miło mi. Albus wiele mi o tobie opowiadał. Jestem Eldra Critchell i będę uczyć Obrony Przed Czarną Magią. – Kobieta wyciągnęła rękę w stronę Mistrza Eliksirów

 

Mimochodem spojrzał w stronę drzwi wejściowych, a jego oczom ukazała się postać panny Granger, ale jej rękę trzymał nie kto inny jak Ronald Weasley. Mężczyzna skrzywił się paskudnie i mocniej uścisnął dłoń starszej czarownicy, obserwując parę. Puścił ją, nie zwracając uwagi na  badawcze spojrzenie kobiety. W tej chwili nienawidził chłopaka, ale… czy nie o to mu właśnie chodziło…? Severus starał się uspokoić i wrzucić dziewczynę ze swoich myśli.

 

Rozpoczęła się ceremonia przydziału.

 

Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i do pomieszczenia weszła profesor McGonagall, prowadząc za sobą grupkę dzieci. Część z nich trzęsła się ze strachu, inni śmiało patrzyli na otaczających ich ludzi. W tym roku było ich wyjątkowo niewielu. Kiedy dotarli niemal do stołu nauczycielskiego, McGonagall wyszła na środek i stanęła koło stołka, na którym leżała Tiara Przydziału.

 

                - Adams, Eve. – Wyczytała.

 

Z grupy uczniów wyszła niska dziewczynka, nerwowo rozglądająca się dookoła. Starsza czarownica nałożyła jej Tiarę, która po chwili zastanowienia wykrzyknęła:

 

                - Hufflepuff!

 

Szczęśliwa Puchonka niemal pobiegła do swojego stołu.

 

                - Bannes, Michel.

 

Gruby, jasnowłosy chłopak, o nieco przestraszonym spojrzeniu podszedł do nauczycielki.

 

                - Gryffindor!

 

                - Brooks, Lucy.

 

Na środek sali wyszła szczupła dziewczynka o czarnych włosach.

 

                - Ravenclaw!

 

                - Bell, Tomas.

 

                - Gryffindor!

 

                - Dołohow, Anthony.

 

Severus spojrzał na wysokiego, chudego chłopca o zimnym spojrzeniu. Z dumnie uniesioną głową wyszedł na środek i usiadł na taborecie, pozwalając, by Tiara opadła na jego włosy. Mistrz Eliksirów wiedział, kim był jego ojciec, wiedział też, że miesiąc temu został ucałowany przez dementora. I miał dziwne przeczucie, że wie, do którego domu trafi chłopak…

 

                - Slytherin!

 

Ślizgon bez uśmiechu wstał i udał się w stronę stołu swojego nowego domu.

 

                - Dołohow, Edith.

 

Był zaskoczony. Nie wiedział, że jego przyjaciel miał córkę, zastanawiał się, dlaczego nigdy jej nie widział, bawiącej się z bratem, kiedy był w ich rezydencji…

 

Z grupy pierwszorocznych wyszła mała, chuda dziewczynka o czarnych włosach, zaplecionych w długie warkocze, jednak jej twarz nie miała zimnego, dumnego wyrazu, tak jak jej brata, zamiast tego była pogodna, a w jej brązowych oczach czaiły się radosne iskierki. Niepewnie podeszła do profesor McGonagall.

 

W Wielkiej Sali zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w niewielką postać, siedzącą na taborecie, zastanawiając się, nad czym myśli Tiara. Dla wielu nie było wątpliwości…

 

                - Ravenclaw! – Wykrzyknęła po chwili, ku zaskoczeniu zebranych.

 

Dziewczynka uśmiechnęła się i pobiegła do stołu swojego domu, a Severus przypomniał sobie, kogo przypomina mu ta mała. Była niemal identyczna, jak jej matka, a żona Antonina, Susanne. Kobieta kochała go, jednak nie popierała idei Śmierciożerców, ku niezadowoleniu męża. Miał szczerą nadzieję, że ich córka wdała się w matkę bardziej niż w ojca.

 

                - Green, Tobias.

 

                - Hufflepuff!

 

                - Hu, Kelly.

 

                - Gryffindor!

 

                - Jenkins, Annet.

 

                - Slytherin!

 

                - King, Felix.

 

                - Ravenclaw!

 

                - Long, Elisabeth.

 

                - Hufflepuff!

 

                - McNair, Gustavus.

 

Severus ponownie odwrócił głowę. Wiedział, że Walden i jego żona zginęli w czasie bitwy, ale był szczerze zdziwiony, widząc ich syna w progach zamku. Sądził, że jego dziadkowie, bądź dalsza rodzina nie pozwoli, by ich czysto krwisty potomek mieszkał i uczył się magii wśród szlam, w szkole szalonego dyrektora. Chłopak był bardzo podobny do ojca.

 

                - Slytherin!

 

Gustavus z drwiącym uśmieszkiem odszedł do stołu Ślizgonów.

 

                - Perry, Helen.

 

                - Gryffindor!

 

                - Reed, David.

 

                - Ravenclaw!

 

                - Roberts, Blase.

 

                - Hufflepuff!

 

                - Russel, Agnes.

 

                - Slytherin!

 

Gdy wszyscy zostali już przydzieleni, a gwar rozmów ucichł, dyrektor wstał.

 

                - Witam was, moi drodzy, zarówno tych, którzy przybyli tu po raz kolejny, jak również tych, których mam zaszczyt widzieć po raz pierwszy. – Przerwał i rozejrzał się po sali. –Wiecie, naprawdę cieszę się, że was tutaj widzę. Mam również zaszczyt i przyjemność powitać wśród nas profesor Eldrę Critchell, która zgodziła się objąć stanowisko nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią. Powitajmy ją. – Wykrzyknął starzec, odwracając się w stronę Stołu Nauczycielskiego.

 

Kobieta wstała, a uczniowie mieli okazję się jej przyjrzeć. Była niska i nieco pulchna o łagodnej, pomarszczonej twarzy i przenikliwym spojrzeniu. W długiej, ciemnozielonej szacie i koku, upiętym z tyłu głowy otaczała ją dziwna aura mądrości i doświadczenia. Wielka Sala wypełniła się odgłosami oklasków, a starsza czarownica skłoniła głowę i z powrotem usiadła obok Mistrza Eliksirów, który zastanawiał się, gdzie wcześniej słyszał to nazwisko. Jedyną osobą, która przychodziła mu do głowy był wiekowy Alchemik i Mistrz Eliksirów, jednak ten zmarł bezpotomnie, więc nie mogła być jego córką.

 

                - Chciałem jeszcze poinformować pierwszorocznych o bezwzględnym zakazie wstępu do Zakazanego Lasu, oraz ciszy nocnej od 22.00. I jeszcze jedno: kiedy dziś wieczorem wrócicie do Dormitoriów, zapewne zastaniecie wiele pustych łóżek. Wspomnijmy tych, którzy oddali życie, byśmy mogli teraz siedzieć w tej sali. Wszystkim nam będzie ich brakowało, ale trzeba żyć dalej. Dlatego pamiętajcie, by krzewić wokół siebie jedność, by nikt z tutaj obecnych nie został skrzywdzony tak, jak kiedyś został skrzywdzony Tom Riddle. – Przerwał. - A teraz wcinajcie! – Dodał radośniejszym głosem.

 

Wspaniałe potrawy pojawiły się na stołach, ale uczniowie z pewnym wahaniem zabrali się do napełniania żołądków. Severus również zaczął jeść. Wbrew pozorom lubił tę czynność, jako jedną z niewielu przyjemności, na które mógł sobie pozwolić, nigdy jednak nie przejadał się. W tym roku zdecydowanie najlepsza okazała się pieczona jagnięcina z miodem. Po skończonym posiłku Mistrz Eliksirów obserwował swoich uczniów. Ślizgoni jako jedyni w większości siedzieli milczący, czekając, aż będą mogli udać się do Dormitorium. Wiedział z doświadczenia, że integracja w Domu Węża zaczyna się dopiero tam. Patrząc na swoich podopiecznych poczuł troskę; wielu z nich w wojnie straciło rodziców, bądź przyjaciół – Śmierciożerców. Chciał, by przynajmniej oni mogli mieć w miarę normalne życie.

 

Nagle Severus, tknięty przeczuciem jeszcze raz zlustrował wszystkich swoich uczniów. Nie mylił się, wśród nich nie było Dracona Malfoya. Choć chłopak był już dorosły, Mistrz Eliksirów czuł się odpowiedzialny za niego, jako jego ojciec chrzestny. Draco mógł zapewnić sobie dostatnie życie, umiejętnie inwestując majątek swojego ojca, wątpił jednak, by chłopak zdawał sobie z tego sprawę. Po śmierci Narcyzy i Lucjusza widział go tylko raz, na pogrzebie rodziców. Był skryty i milczący, ale Severus zdawał sobie sprawę z tego, że młody Ślizgon bardzo przeżył śmierć rodziców. Ministerstwo uniewinniło go i właściwie mógłby zacząć normalne życie. Gdyby tylko chciał… Postanowił jeszcze dzisiaj wysłać mu sowę.

 

Wzrok Severusa mimowolnie skierował się ku pannie Granger. Ku jego zdziwieniu i uldze, dziewczyna była zajęta rozmową z Neville’em Longbottomem. Po śmierci babci chłopak dorósł, zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym, i mógł nawet być uważany za przystojnego. W jego oczach nie było jednak tego czegoś, co widać było w oczach Weasley’a patrzącego na H… Granger. Mistrz Eliksirów nadal czuł piekącą wściekłość na wspomnienie rudzielca, trzymającego dziewczynę za rękę.

 

Nawet nie zauważył, kiedy miejsce obok niego zajęła Minerwa. Starsza czarownica również skończyła posiłek i obserwowała swoich podopiecznych.

 

                - Nawet z pierwszorocznymi Sala wydaje się opustoszała… - Westchnęła, a Severus musiał przyznać jej rację.

 

                - Moich Ślizgonów jest więcej niż Twoich Gryfonów. Czyżby spryt zwyciężył nad odwagą?

 

                - Jeśli dezercję nazywasz sprytem… - Odparła z krzywym uśmieszkiem na twarzy, wspominając kilku siedmiorocznych Ślizgonów, którzy uciekli z pola bitwy, przestraszeni pojawieniem się wśród walczących Lorda Voldemorta.

 

Severus skrzywił się w duchu. Kiedyś dokuczanie Gryfonom bawiło go, ponieważ wiedział, że przedstawiciele jego domu są od nich lepsi, mają klasę, wyrafinowane poczucie humoru, są sprytni i przede wszystkim: mądrzy. Jednak od siedmiu lat Severus coraz bardziej zastanawiał się, czy Tiara Przydziału nie powinna iść już na emeryturę. Do Slytherinu zaczęły bowiem trafiać różne, nieco zagubione życiowo osoby, które łączyła jedynie pycha i rodzice- śmierciożercy. Czysto krwiści dziedzice wielkich czarodziejskich rodów, przyzwyczajeni do służby, osobnych pokojów i ogólnego posłuchu doznawali szoku w zderzeniu ze szkolną rzeczywistością. Efekt tego wszystkiego był taki, że Dom Węża od siedmiu lat nie zdobył Pucharu Domów, a wszyscy siedmioroczni Ślizgoni byli obdarowani Mrocznym Znakiem.

 

To oczywiście nie powodowało, że Mistrz Eliksirów zaprzestał nabijania się z Minerwy i jej podopiecznych. Bądź co bądź, Gryfoni nadal nie byli przykładem wybitnej inteligencji, a irytacja na jej twarzy, nadal sprawiała mu satysfakcję. Choć starsza czarownica umiała się odgryźć i czasem żałował, że w ogóle zaczynał dyskusję, szczególnie wtedy, gdy przegrywał bitwę na słowa.

 

                - Jakie zajęcia będzie w tym roku zaliczać panna Granger? – Spytał nagle, siląc się na obojętny ton.

 

                - Numerologię, Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami, Historię Magii, Eliksiry i Zielarstwo. Pozostałe wymagają użycia magii. – Odparła starsza czarownica.

 

                - A co, jeśli jej klasa będzie miała, dajmy na to, Zaklęcia?

 

                - Nie będzie brała udziału w lekcji, ale będzie na niej obecna.

 

Severus skrzywił się w duchu.

 

                - Będzie siedzieć i obserwować to, co straciła, oszołomiona zjawiskami nieznanego pochodzenia… Genialny pomysł. – Odparł głosem ociekającym sarkazmem.

 

                - Ten pomysł z pewnością ma wady, ale nie wymyśliliśmy z Albusem nic innego. Wiesz, że wszyscy chcemy dla niej jak najlepiej…

 

                - Tak. – Stwierdził Mistrz Eliksirów, wstając. – Zawsze macie dobre intencje. Szkoda tylko, że skutki bywają różne. – Dodał złośliwym głosem i skierował się do wyjścia z sali.

 

Po chwili pomieszczenie opuściła również pewna Gryfonka.

 

Ani Mistrz Eliksirów, ani Minerwa McGonagall nie zdawali sobie sprawy, że ich rozmowie przysłuchuje się profesor Critchell.

 

 

 

*              *              *

 

Albus Dumbledore właśnie z zapałem pracował nad swoim najnowszym dziełem. W skupieniu wysunął czubek języka, pragnąc zrozumieć skomplikowany splot, kiedy nagle drzwi jego gabinetu otworzyły się i do środka weszła Eldra.

 

                - Witaj, Al.

 

Na jej widok starzec odłożył trzymane w rękach druty i czerwoną włóczkę, co kobieta przyjęła z pobłażliwym uśmiechem.

 

                - Eldra. – Uśmiechnął się.

 

                - Znów skarpetki? – Spytała.

 

                - Nie, tym razem sweter. Czerwony, w złote paski. Severus dostanie go na gwiazdkę. – Dodał, uśmiechając się szerzej.

 

                - Z pewnością będzie zachwycony.

 

                - Jak się czujesz? – Spytał poważniej. – To w końcu twój pierwszy pobyt w zamku, od czasu, kiedy on…

 

                - Wspomnienia wracają, - przerwała mu kobieta – ale dam radę.

 

                - Pamiętaj o naszej umowie. – Odparł. – Wiesz, że w każdej chwili możesz zrezygnować…

 

                - Wiem i dziękuję, ale na razie radzę sobie… Jakoś…

 

                - A tak w ogóle, to co cię do mnie sprowadza, Eldro? – Spytał starzec.

 

                - Chciałabym wiedzieć, kim jest panna Granger?

 

Dumbledore westchnÄ…Å‚.

 

                - To uczennica naszej szkoły. Gryfonka. Siódmy rok. – Odparł.

 

                - A dlaczego miałaby nie chodzić na zajęcia jak inni uczniowie.

 

                - Ach… to długa historia. Masz ochotę na herbatę? A może dropsa? – Zaproponował, widząc przeczący ruch głowy przyjaciółki. Kobieta przyjęła cukierka. – Widzisz, Hermiona Granger prawie zginęła w Ostatniej Bitwie. Rudolfus Lestrange ostatkiem sił rzucił w nią Avadą i tylko dzięki Severusowi wciąż jest z nami.

 

                - Jak to? – Zdziwiła się kobieta.

 

                - Wysłał… coś, chyba Oszałamiacza w stronę lecącego zaklęcia i zdołał je osłabić, na tyle, by po uderzeniu Hermiona nie umarła, a zapadła w śpiączkę. Gdy się obudziła, okazało się, że straciła pamięć i magię. No i jest w ciąży. – Urwał, oczekując standardowego pytania o tożsamość ojca dziecka, jednak nie padło ono.

 

Spojrzał na Eldrę i z uznaniem stwierdził, że w jej zielonych oczach nie ma tej niezdrowej ciekawości, ani przygany, którą dało się zauważyć u innych.

 

Postanowił kontynuować.

 

                - Nie wiemy, kto jest ojcem dziecka, ale Severus warzy eliksir, który powinien przywrócić jej pamięć, a na razie większość rzeczy napawa ją strachem i bezpiecznie czuje się tylko w Lochach.

 

Dumbledore skończył i spojrzał na kobietę. Widział, że usilnie nad czymś myślała, a po chwili w jej oczach pojawiło się zrozumienie.

 

                - Słyszałam, że w tym roku ma chodzić na lekcje ze wszystkimi, ale w niektórych nie będzie brać udziału… Wiesz, że to nienajlepszy pomysł? – Spytała.

 

                - A masz inny? – Odparł starzec.

 

                - Tak. Pozwól jej przebywać w bibliotece w czasie trwania tych lekcji, które wymagają użycia magii. Chyba, że… - Urwała, by po chwili zapytać. – W kwaterach Mistrza Eliksirów nadal jej biblioteka, prawda? - Dyrektor skinął głową. – Mogłaby przebywać tam. Zdaje się, że jest w lepszych stosunkach z Severusem niż większość uczniów.

 

                - Tak, jednakże, nie sądzę, żeby się na to zgodził… - Odparł starzec.

 

                - Cóż… na pewno nie od razu…

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fashiongirl.xlx.pl