[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bez pamięci
HG/SS
Autorka: Ayo
Beta: epbrod
Do oryginału: http://bez-pamieci-sshg.blog.onet.pl/
Kochać to także umieć się rozstać.
Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.
Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.
— Vincent van Gogh
_______________________________
Z piekielnej czerni, która trwa wkoło mnie,
Dziękuję bogom, obcym mi z imienia,
Za duszę moją hardą,
Wyciosaną z niepodatnego toporom kamienia.
Że w zdarzeń złych potrzasku
Ni razu nie zapłakałem,
Że głowa moja, choć obficie krwawi,
Przed niczym się nigdy karnie nie pochyli.
Stąpając nad tymi pagórami złości,
I padołem, jak mówią, łez,
Nie lękam się zmór nieodgadnionych dni
Ani sądnych, mrocznych lat.
Nieważne, jak wąską furtką przecisnąć się mam,
Co spotka mnie z litanii kart.
Sternikiem swoich losów jestem sam
Własnej duszy kapitanem.
William Ernest Henley (1849-1903)
________________________________
Miłość nie leci z kranu jak woda, nie możesz jej odkręcać i zakręcać, kiedy tylko zechcesz.
— Stephen King
1. Prolog
Na początku była irytacja. O każdy niesforny włos na głowie jedenastoletniej dziewczynki; o każdą minutę po ciszy nocnej, spędzoną w bibliotece; o każde jego pytanie, na które znała właściwą odpowiedź… Okres ten, urozmaicany niekiedy chwilami ponurej satysfakcji z powodu jej zmieszanej miny, gdy pierwszy raz zobaczył ją z najmłodszym Weasley’em, obściskujących się w szkolnym zakamarku, bądź, kiedy ignorował jej uniesioną rękę, którą machała niczym rozbitek, uwięziona na środku otaczającego ją Morza Niewiedzy, został zakończony szczytem z zimnej furii spowodowanej słowami zwariowanego starca, który sądził, że jest w stanie przekonać Mistrza Eliksirów do wpuszczenia Gryfonki do jego prywatnego laboratorium. Miał rację. Argument, jakim była złożona niegdyś Wieczysta Przysięga zawsze wywierał na mrocznym mężczyźnie piorunujące wrażenie, ale nie było odwrotu. I chodź teraz irytacja i satysfakcja zdarzały się nadal, to okres, który po nich nadszedł można by śmiało nazwać Obserwacją. By móc wytykać błędy, musiał najpierw bacznie ją obserwować. Jednak jego oczy nie umiały zauważać tylko wad dziewczyny… Choć odsuwał tą myśl jak najdalej, na sam skraj swojego umysłu, dużo częściej zauważał jej zalety. To znacznie wzmagało irytację.
Po kilku miesiącach Obserwacji nastąpiło Przyzwyczajanie, kiedy nagle zauważył, że jej pojawienie się w pracowni nie powoduje u niego nagłego napadu wściekłości.
Powoli Przyzwyczajanie zmieniło się w Przyzwyczajenie. Była radosna i pełna ciepła, a jej chęci do życia nie zdołały zatopić nawet pokłady skrajnego realizmu mężczyzny, graniczącego z pesymizmem. Patrzenie na nią, przechadzającą się wśród półek z ingrediencjami było dla niego czymś, co powodowało nagły przypływ nadziei na lepsze jutro.
Pewnego dnia nie przyszła. Choć tej myśli także surowo zakazał wstępu do swojego umysłu, szukając jej, czuł niepokój. Znalazł ją na szczycie Wieży Północnej. Wchodząc na szczyt, minął się ze wściekłym Weasley’em, którego policzek zdobił czerwony ślad uderzenia. Już wiedział, co się wydarzyło. Stała oparta rękami o barierkę, ze spuszczoną głową i rozwianymi włosami. Podniosła na niego oczy. Płakała. Kątem oka zanotował, że guziki jej bluzki są nieco bardziej rozpięte i w jednej chwili zaczął nienawidzić rudzielca bardziej niż zwykle. Wyciągnął rękę i otarł łzę, moczącą jej policzek, po czym na krótką chwilę ciepłą dłonią dotknął jej twarzy. W tym momencie wszystkie tamy, utrzymujące niechciane myśli z dala od ‘centrum dowodzenia’ jakby pękły, a jego umysł został zalany przez wspomnienia, które tak skrupulatnie z niego wyrzucał. Racjonalne argumenty topiły się w tym potoku barw, kształtów, słów i pragnień. Ten jeden, jedyny raz, na krótki ułamek sekundy, stracił kontrolę. Choć później nigdy nie przyznał się do tego, w tamtym momencie po prostu uciekł, bojąc się tego, do czego mógłby się posunąć. Tego dnia, wracając do swoich kwater skazał większość swoich myśli na banicję, starając się wysłać je w niebyt. Jednak, mimo wszelkich prób pozbycia się go, obraz jej smutnych brązowych oczu ciągle powracał.
Po tygodniu absencji na dodatkowych zajęciach, pewnego dnia stanęła w drzwiach jego gabinetu, przepraszając za dotychczasową nieobecność i prosząc, by pomógł jej w przygotowaniu się do OWTM. Była w stanie nawet zostać w zamku na czas przerwy świątecznej, by się uczyć. Zdziwiło go to, że wolała spędzić Boże Narodzenie samotnie w szkole, niż na Grimmauld Place, w gronie przyjaciół. Nie tłumaczyła mu się jednak, a on nie zamierzał o to prosić. Nieco za szybko, jak na niego, przystał na jej prośbę, by po chwili zobaczyć w jej, do tej pory obojętnych oczach, wdzięczność i… ulgę? „Dziękuję” wypowiedziane nieco spiętym głosem było ostatnim słowem, które padło w pracowni tego wieczoru. Nie spodziewał się, że dzień ten zakończy piekący ból w przedramieniu. Widząc dziki wzrok nauczyciela, dziewczyna bez słowa wyszła z gabinetu.
* * *
Spotkanie trwało dwa dni, w czasie których opracowywali sposób podbicia Hogwartu. Udało mu się przesunąć termin napaści o tydzień, postulując, że nie zdążą przygotować się do starcia. Dziwnym trafem Czarny Pan uległ jego namowom, co było dość nietypowym zjawiskiem. Po powrocie do zamku udał się do swoich kwater, jednak przemierzając korytarze czuł, że coś nie jest w porządku. Gdy dowiedział się od pierwszego napotkanego ucznia, że w Wieży Gryffindoru zabito ucznia i uczennicę, wyobraził sobie jej brązowe oczy, patrzące niewidzącym wzrokiem w niebo i niemal natychmiast znalazł się w gabinecie Dumbledore’a. Właśnie odbywało się spotkanie Zakonu Feniksa. Ulga, jaką poczuł widząc ją, siedzącą bezpiecznie za stołem, była nie do opisania. Oczywiście, to uczucie również zostało od razu skazane na tułaczkę poza granicami jego skrajnie uporządkowanego umysłu. Nie mógł jednak przeoczyć jej brązowych oczu, wpatrujących się w niego z dziwnym wyrazem.
Okres przerwy Bożonarodzeniowej można by krótko nazwać Poznawaniem. Spędzając razem większość czasu w ciągu dnia, odkrywali już nie tylko powierzchowność, ale również swoje charaktery, przyzwyczajenia, poglądy. Gruntownie analizując rzucane od niechcenia uwagi, składające się na całą rozmowę, wyciągali wnioski, poznając się z zupełnie innej strony. Severus dowiedział się, dlaczego nie chciała spędzać świąt z przyjaciółmi i poznał nastroje, panujące w Wielkiej Trójcy, a ona - stosunki między Opiekunem Domu Węża, a jego podopiecznymi. Z pewnym opóźnieniem zauważył, że dziewczyna bywa w jego gabinecie częściej, niż nakazywał to jej rozkład zajęć, a jemu nawet raz nie przeszło przez myśl, by ją stamtąd wyrzucić. Kolejna myślą, która opuściła jego umysł, ośmieliła się zasugerować, że dziewczyna wkupiła się w jego łaski. Łaski Severusa Snape’a były wykonane z najtwardszego granitu i nic, absolutnie nic, nie mogło ich zmiękczyć. A to, że wczoraj pożyczył jej książkę, której nigdy wcześniej nie chciał nikomu pożyczyć, było tylko darem na rzecz dobra nauki i przyszłych pokoleń.
Był zaskoczony, gdy 25 grudnia pod niewielką choinką stojącą na jego biurku, obowiązkowo ustawianą w każdym gabinecie, znalazł pudełko owinięte czerwonozłotym papierem. Z pewną dozą podejrzliwości, spowodowaną siedmioma latami spędzonymi z Blackiem i Potterem, wziął je do rąk. Skrzywił się przyjrzawszy się opakowaniu, przedstawiającym złote lwy na czerwonym tle, obejrzał uważnie pudełko i potrząsnął nim. Nie znalazłszy nic podejrzanego, zaczął powoli je otwierać. Jego zaskoczenie sięgnęło zenitu, gdy na dnie pudełka spostrzegł czarną, winylową płytę.
To chyba coś w Pana stylu. Mam nadzieję, że będzie się podobać. Wesołych Świąt!
Spodobało się. Włożył krążek do starego gramofonu, stojącego na jednej z półek w jego mieszkaniu i uderzył w niego różdżką. Z urządzenia natychmiast popłynęła muzyka; poważna, dumna, tajemnicza… Trafiła doskonale. Z etażerki stającej przy wielkim łóżku wyjął malutki flakonik ze złotą cieczą w środku, leżący nieopodal zwój pergaminu przetransmutował w ciemnozieloną wstążkę, którą obwiązał naczynie; na kawałku kartki nakreślił szybko kilka słów, po czym, zawinąwszy całość w szary papier, przywiązał do nóżki czarnej sowy. Po chwili ptak wyleciał z gabinetu.
Na szczęście. Wesołych Świąt.
Nastąpiło Poznanie.
O północy ostatniego dnia grudnia, Czarny Pan zwołał kolejne zebranie. Nie bawiąc się w noworoczne życzenia, ogłosił wszystkim, że Hogwart zostanie zaatakowany 9 marca, wcześniej, niż planowano. Po spotkaniu, zakończonym toastem za powodzenie bitwy, mężczyzna udał się do Hogwartu, by przekazać dyrektorowi „radosną’’ nowinę.
Była bardzo zmartwiona, gdy wieczorem starzec przekazał im wiadomość o nadchodzącej bitwie. Słysząc złe wieści, bezmyślnie patrzyła w okno i tylko niewielka zmarszczka na czole wskazywała na to, że jest świadoma tego, co dzieje się w gabinecie. Wieczorem dyrektor uprzedził go, by nie oczekiwał Gryfonki na zajęciach, ponieważ ta na kilka dni wyjechała do rodziców.
Był przerażony, gdy dzień później na zebraniu Wewnętrznego Kręgu Rudolfus Lestrange chwalił się, że zabił rodziców szlamowatej przyjaciółki Pottera. Jej brązowe oczy patrzące niewidzącym wzrokiem w niebo… Najszybciej jak mógł, nie budząc podejrzeń pozostałych Śmierciożerców, teleportował się do domu jej rodziców. Wewnątrz nie paliło się światło, wszystkie okna były wybite, a drzwi wypadły z zawiasów. Ostrożnie wszedł do środka. Po chwili błądzenia, znalazł się w niewielkim salonie. Pomieszczenie wyglądało jak pobojowisko i rzeczywiście nim było. Zdewastowana kanapa, rozbity ekran telewizora, nadpalone firanki…. W powietrzu unosił się specyficzny zapach krwi. Najgorszy był jednak widok dwóch ciał, leżących na zakrwawionej podłodze, pośród okruchów szkła. Ich otwarte oczy patrzyły oskarżycielsko w sufit. Kończyny kobiety wygięte pod nienaturalnym kątem… Zapewne kościołamacze… Mężczyzna ze srebrnym sztyletem, wbitym w pierś… Jednak jej nigdzie nie było. Przeszukał cały dom, ale nie znalazł ciała dziewczyny. Wrócił do salonu i potarł ramiona, przeklinając się za to, że nie ubrał czegoś cieplejszego. Jego uwagę przykuła duża szafa, stojąca w rogu pokoju. Różdżką otworzył jej drzwi. To, co zobaczył, przeraziło go do głębi. Wewnątrz, z kolanami podciągniętymi pod brodę siedziała ona; jej włosy były potargane, po nienaturalnie bladych policzkach powoli spływały stróżki łez, oczy obojętnie patrzyły przed siebie, a usta przybrały fioletowy odcień. Trzęsąc się z zimna, delikatnie kiwała się do przodu i do tyłu. Nie reagowała na swoje imię. Wziął ją na ręce, okrył czymś i razem teleportowali się do Hogwartu.
Przez następne dwa tygodnie nie odzywała się do nikogo. Przestała mówić. Prawie wcale nie jadła. Madami Pomfrey zdecydowała o pozostawieniu jej przez pewien czas w Skrzydle Szpitalnym.
Pewnej nocy Mistrz Eliksirów przechadzał się po zamku. Miał patrolować korytarze w zastępstwie za McGonagall, która musiała pilnie wyjechać do Londynu. Co rzadko się zdarzało, tej nocy uczniowie dość sporadycznie wybierali się na nocne przechadzki. Około północy wspiął się na Wieżę Astronomiczną. Poczuł satysfakcję, widząc zarys postaci, siedzącej na barierce, jednak uczucie to szybko zmieniło się w strach, gdy przyjrzał się jej bliżej. Te włosy mogły należeć tylko do jednej osoby. Skradając się, podszedł do dziewczyny. Gdy był już metro od niej, ta odepchnęła się od barierki i skoczyła w ciemność. Pamiętał tą scenę jakby w zwolnionym tempie. Gdy tylko zauważył, że mięśnie jej ramion zaczynają się napinać, skoczył ku niej i w ostatniej chwili złapał za ręce. Dziewczyna zawisła w powietrzu. Ciągle pamiętał wyraz jej twarzy, gdy spojrzała wtedy na niego. Nie była zdziwiona, nie krzyczała, ani nie płakała. W tamtym momencie cały świat był jej obojętny i ta właśnie obojętność odbijała się w jej twarzy. Bez chwili wahania zaczął wciągać ją z powrotem na wieżę. Pamiętał moment, gdy zaczęło brakować mu sił, bo chociaż lekka, dziewczyna nie trzymała się jego dłoni. W tamtej chwili zacisnęła je kurczowo na nadgarstkach mężczyzny, a on, z nową siłą, wciągnął ją na wieżę. Przez chwilę leżał na kamiennej podłodze, oddychając ciężko, po czym spojrzał na Gryfonkę. Siedziała z kolanami podciągniętymi pod brodę, drżąc lekko, i patrzyła na niego swoimi wielkimi oczami. Zauważył, że miała na sobie jedynie szpitalną piżamę. Usiadł koło niej i położył rękę na ramieniu dziewczyny, a ona pochyliła głowę i zaczęła cicho łkać.
- Widziałam… - wyszeptała. – Widziałam jak ich zabijali… Widziałam tortury… Słyszałam krzyki, płacz… Nie miałam nawet różdżki… Chciałam im pomóc, ale nie mogłam się ruszyć… nawet odwrócić wzroku… A oni tak krzyczeli… - dodała i zawyła z bólu, patrząc na swojego nauczyciela. Z kącików oczu popłynęły łzy, pozostawiając smugi na jej gładkiej twarzy.
Severus pierwszy raz w życiu usłyszał tak żałosny dźwięk. Odruchowo, nie zastanawiając się nad tym, co robi, objął ją ramionami i przytulił mocno do siebie.
- Cii… - powtarzał, delikatnie kiwając się w przód i w tył.
Zauważył, że mimo całej tej sytuacji nie nachodzą go żadne niechciane myśli. Jedynym, czego pragnął w tamtej chwili, była pomoc dziewczynie. Po minucie, czy też godzinie, kiedy poczuł, że jej ciałem nie wstrząsają już dreszcze, spróbował odsunąć ją od siebie, jednak bez podtrzymywania, jej ciało upadało bezwładnie na ziemię. Zasnęła.
Rzuciwszy na siebie zaklęcie kameleona, zaniósł ją z powrotem do Skrzydła Szpitalnego. Delikatnie ułożył na łóżku i szczelnie przykrył kołdrą, czując zimno jej bosych stóp. Usiadłszy na krześle nieopodal łóżka, postanowił zaczekać na przebudzenie. Zanim odpłynął, znużony nadmiarem wrażeń, postanowił następnego dnia przywrócić jej praktyki. Z tym pomysłem zasnął.
2. "Nikt nie spodziewa się śmierci."
Obudził go odgłos szamotania. Otworzył oczy i zobaczył dziewczynę, rzucającą się na łóżku.
- Ma tak codziennie, odkąd wróciła do zamku. – Za jego plecami stała pani Pomfrey. -Czasem krzyczy. Bardzo trudno ją z tego obudzić. Poczekaj chwilę, zaraz sama wstanie. – Dodała i, nim zdążył cokolwiek powiedzieć, wróciła do swojego gabinetu. Mężczyzna przeniósł wzrok na dziewczynę, leżącą na łóżku. Jej klatka piersiowa falowała w zastraszającym tempie. Potargane włosy kompletnie zasłoniły jej twarz.
Severus odgarnął je i dotknął ręki dziewczyny. Jej dłoń zacisnęła się kurczowo na kołdrze, a z ust poczęły wydobywać się ciche jęki. Nagle dziewczyna błyskawicznie otworzyła oczy i usiadła na łóżku, czujnie rozglądając się po sali. Kiedy jej wzrok napotkał postać Mistrza Eliksirów, zakryła dłońmi twarz i rzuciła się z powrotem na posłanie. Zwinęła się w kłębek, odwracając się plecami do nauczyciela. Po chwili do uszu Severusa dobiegł cichy szloch.
Mężczyzna nadal stał, nie mając pojęcia, co zrobić. Chwilę później, kiedy dziewczyna zdołała już nieco się uspokoić, usiadła na łóżku z kolanami podciągniętymi pod brodę i spojrzała pytająco na nauczyciela.
- Wie pani, że mógłbym powiedzieć dyrektorowi o wczorajszym wydarzeniu. – Zaczął, a dziewczyna odwróciła wzrok. – Mógłby skierować panią do Św. Munga na terapię. To byłby, na jakiś czas, koniec pani edukacji… Nie zrobię tego pod jednym warunkiem. Proszę obiecać, że to się już więcej nie powtórzy. Nigdy. – Wyraźnie zaznaczył ostatnie słowo, jednak dziewczyna ciągle podziwiała zimowy krajobraz za oknem. Postanowił zacząć z innej beczki… - Co ty sobie myślałaś, próbując popełnić samobójstwo na moim dyżurze?! Wiesz, co by było, gdyby Ministerstwo się o tym dowiedziało? Co by zrobili twoi przyjaciele?! To jest wojna. Ludzie umierają, ale trzeba żyć dalej, żeby ich ofiara nie poszła na marne. – Powiedział podniesionym głosem.
Oczy dziewczyny zdawały się płonąć.
- Pan nie widział… pan nie wie… mogłam ich uratować, zrobić coś… cokolwiek… - wyszeptała.
- Czego nie widziałem? Tego, jak poplecznicy Czarnego Pana torturują i zabijają? Proszę sobie przypomnieć, kim jestem. Miała pani uratować ich przed trzema dorosłymi Śmierciożercami? Co mogła pani zrobić? Wyjść i krzyknąć? Bez różdżki, czy z różdżką, co za różnica?! Twoich rodziców i tak zabiliby, a ty dostałabyś się do ich obozu. Co zrobiłby Złoty Chłopiec, gdyby się o tym dowiedział? Poszedłby pani na ratunek. Proszę się zastanowić, czy nasza przegrana jest tego warta? Oczekuję pani dziś, o osiemnastej, na praktykach. Zakon potrzebuje nowej dostawy eliksirów. – Powiedział i opuścił Skrzydło Szpitalne. Mętlik w jej głowie zdawał się być dostrzegalny w oczach.
Przyszła, zarówno tego dnia, jak również każdego następnego. Zakon właśnie rozpoczął wyłapywanie pojedynczych Śmierciożerców, by dowiedzieć się, jakie nastroje panują w Zewnętrznym Kręgu, do którego Severus nie miał dostępu. Veritaserum kończyło się w mgnieniu oka, mieli pełne ręce roboty. Z każdym kolejnym wieczorem dziewczyna mówiła coraz więcej, a do jej oczu wróciły iskierki, których mężczyzna tak dawno nie widział.
Wraz ze zbliżającą się Bitwą atmosfera w Hogwarcie zagęszczała się. Puste miejsca po najbardziej wartościowych obrazach oraz fortyfikacje przypominały każdemu mieszkańcowi zamku o tym, co nieuchronne. Ona również się zmieniła. Jej krok stracił sprężystość i dziewczyna coraz częściej popadała w zadumę.
Spędzali ze sobą tak wiele czasu, że nawet nie zauważył, kiedy z niej stała się Nią, w ten sposób od pewnego czasu zwykł nazywać ją w myślach. Jego brak odporności na Jej wpływ potwierdzało wiele rzeczy, takich jak na przykład uczucie rozczarowania, kiedy wychodziła z jego laboratorium. Severus coraz częściej musiał wyganiać niechciane myśli, sugerujące, by odprowadził ją do Dormitorium. Po raz pierwszy w życiu zaczął też usprawiedliwiać się przed samym sobą. Przecież to, że w czasie posiłków nie spuszczał Jej z oczu, było tylko oznaką troski o jej stan zdrowia. A gdyby tak zemdlała z wycieńczenia w czasie warzenia eliksirów…?
Kiedy w wigilię Bitwy przyszła na praktyki, atmosfera w pomieszczeniu stała się niezwykle gęsta. Severus nie czuł zdenerwowania, jednak jego stan daleki był od odprężenia. Znając swoich kolegów po fachu, był niemal pewny, że nie przeżyje, gdy okaże się, że był szpiegiem, poza tym przywykł do życia w poczuciu zagrożenia, jednak dla Niej ta sytuacja była zupełną nowością. Bała się. Ten strach widać było w każdym ruchu; Jej ręce drżały, język się plątał, a mężczyzna zastanawiał się, czy dziewczyna wie, jaki eliksir warzy. Często jednak wyłapywał Jej spojrzenia, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że jego własne oczy wyrażają znacznie więcej niż zwykłą ciekawość i odrobinę troski. Około drugiej w nocy skończyli pracę. Obserwując, jak jego praktykantka wynosi kociołki, chochle i resztę naczyń do schowka, uważnie przelewał eliksir do fiolki. W pewnej chwili panującą w laboratorium ciszę przerwał hałas. Choć mężczyzna nigdy później nie przyznał się do tego, jego pierwszą reakcją był strach, ale, co dziwne nie o swoje bezpieczeństwo, ale o dziewczynę. W mgnieniu oka dotarł do schowka. Okazało się, że przewróciła się jedna z szafek; jej zawartość leżała teraz na podłodze, otoczona kawałkami potłuczonych fiolek. Po środku, na kamiennej podłodze klęczała Ona. We włosach miała odłamki szkła, ale poza tym na pierwszy rzut oka nic Jej się nie stało. Poczuł ulgę, którą zaraz zastąpił nagły atak gniewu.
- Ty głupia Gryfonko! Potłukłaś wszystkie moje fiolki! Nie wiem, o czym myślałaś, ale dobrze ci radzę, skup się. Jak tak dalej pójdzie, Twoi przyjaciele będą cię jutro opłakiwać! – Krzyknął, mierząc ją nienawistnym wzrokiem, choć każda komórka jego ciała pchała go do tego, by ją objąć i pocieszyć.
Jeszcze nie skończył mówić, gdy zdał sobie sprawę z tego, że przesadził. Dziewczyna, dotąd patrząca na niego swoimi wielkimi brązowymi oczami, teraz spuściła głowę, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Nie wiedział, co zrobić. Stał przez chwilę niezdecydowany, aż pewna myśl nawiedziła jego umysł.
I tak jutro umrzesz.
To przeważyło szalę. Nie zważając na to, że takie zachowanie jest całkowicie nie w jego stylu, klęknął przy dziewczynie i nieco niezdarnie Ją objął. Gdy tylko Jej dotknął jego umysł znów zalała fala wspomnień, myśli i pragnień. Wszystkie niechciane myśli, marzenia z Nią związane powróciły ze zdwojoną siłą. To wszystko, co tak skrupulatnie wypychał jak najdalej od siebie, by móc normalnie funkcjonować w Jej obecności, to wszystko przewijało się teraz przed jego oczami. Poczuł, że dziewczyna chwyta jego rękę i przytulił ją mocniej. Jej szloch nieco ustał, kiedy odwróciła twarz w jego kierunku. Mężczyzna, zapatrzony w jej wilgotne oczy, dopiero po chwili zauważył, że ich usta znajdują się nienaturalnie blisko siebie. Czuł Jej oddech na policzku.
I tak jutro umrzesz.
Stopniowo, jakby wahając się, złączył ich usta w nieśmiałym pocałunku, którym po chwili wyrażali całą pasję, całą desperację i strach, który tylko wzmagał napięcie między nimi.
Nie wiedział, kiedy jego szczupłe palce zatopiły się w Jej włosach, ani kiedy Jej ręce zaczęły błądzić po jego klatce piersiowej. W pewnej chwili zdziwiony spostrzegł, że znaleźli się w jego sypialni, jednak szybko zajął umysł ważniejszymi kwestiami, takimi jak miękkość jej włosów, gładkość skóry, zapach… W tamtej chwili nie chciał myśleć, jednak zastanawiał się, jak daleko będzie gotowa się posunąć; kiedy powie ‘stop’ onieśmielona i zawstydzona swoim zachowaniem wobec nauczyciela. Zbyt często zawodził się na kobietach, by jej zaufać. Jednak wszystkie wątpliwości zniknęły, gdy Jej nieco zimne ręce zaczęły rozpinać jego koszulę. Spojrzał na nią zdziwiony, choć tak naprawdę w tym momencie nie dziwiło go już nic.
- Jestem dorosła, profesorze.
- Severusie.
Tej nocy usłyszał swoje imię jeszcze kilka razy.
A potem przyszło otrzeźwienie.
Na dworze zaczynało świtać, gdy Severus nagle obudził się z koszmaru. W nikłym świetle poranka zobaczył zarys mebli, czując, że coś miękkiego przykrywa jego klatkę piersiową. Ona. Przed chwilą jeszcze spała, teraz całowała go delikatnie.
- Kocham cie, Severusie – szepnęła, odsuwając się i przytulając do jego torsu.
Mężczyzna znieruchomiał. Poczuł, jakby na jego świadomość spadło coś bardzo ciężkiego. Jakby do serca ktoś przywiązał mu bardzo ciężki kamień. Te słowa nigdy nie kojarzyły mu się dobrze… Zapomniawszy o wszystkich uczuciach, które żywił do Niej, pragnął jedynie uwolnić się od ciężaru, który przytłaczał jego świadomość. Severus Snape bał się odpowiedzialności i ograniczenia, które były nieodstępnymi częściami związku z kobietą.
Wyrwał się Jej i zmierzył zimnym spojrzeniem swoich czarnych oczu, widząc Jej zdziwiony wzrok.
- Wyjdź – szepnął złowrogo. – Wynoś się! – Dodał głośniej, widząc, że dziewczyna nadal jedynie wpatruje się w niego. Po chwili chwycił swoją koszulę i wyszedł, dając Jej możliwość ubrania się. Przetransmutował ją w zwykłe robocze szaty i skierował swoje kroki w kierunku Wieży Astronomicznej.
Dopiero dotarłszy tam, zaczął myśleć logicznie. Do głosu doszło nowopowstałe uczucie do Niej, wyrzuty sumienia oraz, co dziwne, tęsknota. Zdał sobie sprawę, jak bardzo musiała czuć się poniżona, jak bardzo musiał ją zranić, jeśli to, co powiedziała, było prawdą. Jeśli…
I tak jutro umrzesz.
Tak, umrze. Ale jak zapamiętają go inni? Jako bezlitosnego Śmierciożercę? Jako postrach uczniów? Bohaterskiego szpiega? Czy ktoś uroni nad jego grobem chociaż jedną łzę? Jak zapamięta go Ona?
Od natłoku myśli mężczyzna złapał się za głowę. Do czego to doszło?... Severus Snape martwi się o to, jak zapamiętają go ludzie, gdy umrze. Powoli jednak zaczynał uświadamiać sobie, jak bardzo skrzywdził tą Gryfonkę. Nie dość, że on sam zginie, to jeszcze unieszczęśliwi młodą kobietę, która zasługuje na szczęście. Poza tym, Ona, jako jedna z nielicznych, nie oceniała go i nie potępiała. Chciał, by przynajmniej ta jedna osoba nie cierpiała z jego powodu. Mógł jej dać chociaż to. Oparł się o chłodną kamienną ścianę. Przypomniał sobie dotyk Jej drobnych rąk, nieco zimnych ze zdenerwowania, pocałunki tych miękkich ust… I nagle powrócił również wyraz jej oczu, kiedy kazał jej wynosić się z jego komnat.
Pośród wspomnień jedna odważna myśl ośmieliła się zasugerować, by odnalazł dziewczynę i błagał o wybaczenie. Chciał ją odruchowo odrzucić, gdy nagle w przypływie geniuszu zdecydował się to zrobić.
Będąc pod wpływem zaklęcia Kameleona po cichu wszedł do Dormitorium Gryfonów, jednak nie było Jej w łóżku. Nieco zaniepokojony postanowił przeszukać cały zamek. Bezskutecznie, dziewczyny nigdzie nie było.
A później zaczęła...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]