[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alison Roberts
Bez zobowiązań
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W końcu stało się.
W jednej chwili Samantha Moore przypomniała sobie głosy mówiące, że jest szalona, i miny, jakie ludzie robili na wieść o tym, z czego żyje ta młoda, inteligentna i śliczna kobieta. Opadły ją też wspomnienia fizycznego bólu i dały o sobie znać skutki tłumienia lęku. Teraz trzeba wypić piwo, którego sobie nawarzyła.
Jest wariatką. A poza tym zaklinowała się w szczelinie.
Nie panikuj, przywołała się do porządku. Głową muru nie przebijesz. Nie dasz rady. Na chwilę przymknęła oczy. Oddychając głęboko, czekała, aż zwycięży instynkt przetrwania, a ona zapanuje nad tym gąszczem myśli kłębiących się w jej głowie. Była potwornie zmęczona. I wypalona.
Zdała też sobie sprawę, że tym razem nie poczuła przypływu adrenaliny. Drugie w ciągu tego dnia wezwanie specjalnej jednostki ratowniczej SERT nie przyprawiło jej o dreszczyk emocji. Nie zmobilizował jej również fakt, że nawet dla zespołu, który rutynowo uczestniczy w najtrudniejszych akcjach, od antyterrorystycznych po ratunkowe na morzu, to wezwanie było niecodzienne.
Zjazd na linie w głąb ulubionego przez grotołazów leja krasowego okazał się kaszką z mleczkiem. Gdyby to wypadło na początku dyżuru, miałaby frajdę. Ale przeciskanie się przez coraz ciaśniejsze podziemne tunele nie było już tak zabawne, a przejście przez wąziutką szczelinę skalną, w której właśnie utknęła na dobre, wydało się czystym szaleństwem.
Ostrożnie, centymetr po centymetrze, zaczęła się wycofywać. Pod kombinezonem poczuła strużkę wody, która przedostała się przez osłonę suwaka. Kask szorował po skalnym sklepieniu. Gdy próbowała uwolnić przygniecioną rękę, nadgarstek boleśnie wbił się w żebra.
– Wszystko w porządku, Sam?
Z głębi tunelu, w którym mogą pełzać tylko stwory żyjące pod ziemią, dobiegł męski głos. W jaki sposób jej partner Alex zdołał się tędy przecisnąć? Mierzy dobry metr dziewięćdziesiąt, a w ramionach jest od niej ze dwa razy szerszy...
Sam pochyliła głowę i z twarzą przy ziemi próbowała przeczołgać się kilka milimetrów do przodu. Czubkiem nosa zaryła w lodowatej wodzie, i aż wzdrygnęła się, uderzając kaskiem w twarde sklepienie.
– Alex, chyba jesteśmy niespełna rozumu?
– No jasne. – Jego stłumiony chichot odbił się echem od skał. Najwyraźniej świetnie się bawi. Przy ratowaniu ludzi uwielbia pokonywać przeszkody. Tym razem chodzi o kilka osób. Sam, uzmysłowiwszy to sobie, natychmiast spróbowała ruszyć do przodu. Ocierając sobie łokieć, jęknęła z bólu. – Trzymaj łokcie bliżej tułowia – poradził. Latarka przytroczona do jego kasku oświetliła mokrą skałę. – Cofnij się trochę i wyciągnij rękę do przodu.
Z trudem się pohamowała, by mu nie powiedzieć, że wie, co ma robić. Sprowokowałaby go tylko do dowcipnej riposty z sugestią, że nie daje z siebie wszystkiego. Jego słowa męczyłyby ją potem przez tygodnie. Jako jedyna kobieta w jednostce musi być dobra za wszelką cenę. Zwykłe odczuwała potrzebę, by pokazać, że jest nawet ciut lepsza od kolegów, ale teraz jakoś zabrakło jej adrenaliny. Co się z nią dzieje?
Cofnęła się bardzo wolno i w końcu się udało. Uwolniła rękę, po czym bez większego trudu zdołała przesunąć ją do przodu, pocieszając się przy tym, że po drugiej stronie szczeliny znów będzie mogła poruszać swobodnie kończynami. W świetle latarki przytroczonej do kasku dostrzegła przed sobą ludzką postać.
– Alex, jak to zrobiłeś? Jak ci się udało prześliznąć?
– Wrodzony talent. Wiesz, że jestem świetny!
– Jasne – mruknęła, nie bez podziwu. Alex Henry może jest najlepszym ratownikiem w tej jednostce, ale ona nie ma zamiaru podbijać mu bębenka. T Jesteś z gumy albo w poprzednim wcieleniu byłeś gadem.
– Zabawne. Moja ostatnia dziewczyna też tak mówiła.
Sam uśmiechnęła się krzywo. Sonia za wszelką cenę chciała go zatrzymać. Zerwał z nią chyba możliwie najdelikatniej, ale rozstanie z Alexem jest dramatem dla każdej kobiety. Trudno się zresztą temu dziwić. Na widok tego smagłego mężczyzny, inteligentnego i dowcipnego, z tyloma spektakularnymi sukcesami na koncie, wszystkim miękną nogi. Zabawne, że u kobiet te zalety przynoszą przeciwny skutek. Sam, której przecież nie brakuje odwagi i determinacji, tym właśnie szybko odstrasza facetów.
– Jak wam idzie? – Z oddali dobiegł głos jednego z tych dziwaków, którzy speleologię uprawiają dla sportu. Z podziemnego tąpnięcia wyszedł bez szwanku, wydostał się na powierzchnię i wezwał pomoc.
– Wszystko dobrze, mieliśmy tylko mały zator! – zawołał Alex.
– Trochę tu ciasno. Dlatego ekipa ze sprzętem musiała pójść inną drogą.
Zaledwie w kilka minut po ich przybyciu w tym odludnym miejscu na zachodnim wybrzeżu nowozelandzkiej Wyspy Południowej wylądował drugi helikopter z ratownikami i sprzętem.
– W grocie, zaraz za zakrętem, będzie trochę więcej wody.
– Dużo więcej? – Sam nie miała najmniejszej ochoty na nurkowanie w jaskini.
– Niecałe pół metra. Zupełny drobiazg.
Ale dla niej to nie był drobiazg. Woda płynęła wartkim strumieniem, opryskując jej twarz. Szybko przedostała się przez wodoszczelny kombinezon, skórzane rękawice całkowicie zesztywniały. Za chwilę dotrze do wąziutkiej i chwiejnej aluminiowej drabinki, umieszczonej tu na stałe. Schodzenie po niej ze zlodowaciałymi rękami i mokrymi podeszwami nie będzie przyjemne.
Ale czy ktokolwiek przyrzekał, że ta praca, którą w końcu sama sobie wybrała, będzie zabawna? Czy nieustanne zmuszanie się do przezwyciężania samej siebie sprawia jej jeszcze jakąś przyjemność, czy też przekraczanie granic wytrzymałości stało się po prostu częścią życia? Jak się miało trzech starszych braci nieustannie rywalizujących ze sobą o względy ojca, legendarnego supergliny, to żeby zwrócić na siebie uwagę, trzeba było dokonywać rzeczy niemożliwych.
Wcześnie osierocona przez matkę, rozpaczliwie potrzebowała zainteresowania najbliższych. Wtedy czuła się mniej samotna. Autentyczna satysfakcja, jaką czerpała z najtrudniejszych wyzwań i nieustannego pokonywania samej siebie, zapewne wiązała się z niezaspokojoną potrzebą akceptacji. Kiedy dorosła, ojca i braci zastąpili po prostu koledzy z pracy.
Uświadomienie sobie tego faktu nie było dla niej miłe. Jeśli nieustanna pogoń za uznaniem nagle przestała jej wystarczać, czeka ją nieuchronny kryzys, porównywalny tylko z dziecinną traumą po utracie matki. Skończyła trzydzieści cztery lata. Czy ma się czym pochwalić, nie licząc imponujących osiągnięć w ratownictwie medycznym i prawdziwej pasji, z jaką ich dokonywała?
Niczym, i na tym polega problem.
To był cały jej świat. Odpięciu lat, gdy z pogotowia ratunkowego przeniosła się do SERT-u, żyła tylko pracą. Jej krąg znajomych ograniczał się do kolegów stamtąd oraz ich partnerek, a więc do ludzi podzielających jej pasję. Sport i rekreacja sprowadzały się do treningów w dyscyplinach użytecznych zawodowo, czas wolny niemal całkowicie poświęcała samodoskonaleniu, zapominając o zwykłych codziennych sprawach. Prawdziwa maniaczka!
Jako jedyna kobieta w zespole miała powody do dumy. Ochoczo rzucała się w wir niebezpieczeństw, szczęśliwa, że może się sprawdzić i że dorównuje chłopakom.
Teraz powoli schodziła po drabinie, nie mogąc opędzić się od uporczywych myśli. Z zadumy wyrwał ją dopiero gwizd podziwu, jaki wydał z siebie Alex.
– Fantastyczne! Chłopaki, teraz rozumiem, czemu was to rajcuje!
Sam miała kilka sekund, by zerknąć na to, co tak zachwyciło Alexa. Sklepienie ogromnej groty wieńczyły gigantyczne stalaktyty, a dno tworzyło czarne jezioro najeżone wspaniałymi, piętrzącymi się stalagmitami. Ale nie mogła już podziwiać tej bajkowej scenerii. Właśnie dochodzili do miejsca wypadku, który wydarzył się w tunelu po przeciwległej stronie jeziora.
Jeden z mężczyzn miał złamaną nogę i nie mógł się ruszać. Spowodowana słabym wstrząsem podziemnym kamienna lawina przysypała dwóch pozostałych lub też zatarasowała do nich drogę.
Na szczęście nie było czasu, żeby zastanawiać się nad groźbą następnych wstrząsów.
– Bruce! Trzymasz się jakoś?
– Bałem się, że nie przyjdziecie, Mikę.
– Przepraszam, stary. Musiałem czekać na helikopter z ratownikami, żeby im pokazać drogę. Oto oni: Alex i Sam.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]