[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARIAN BIELICKI
ZAPOMNIANY ŚWIAT SUMERÓW
1966
PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY
Konsultant naukowy KRYSTYNA ŁYCZKOWSKA
Indeksy opracowała KRYSTYNA SZABZYNSKA
Obwolutę i okładkę projektowała DANUTA STASZEWSKA
Zdjęcia wykonał STANISŁAW TOBSKI
Opracowanie typograficzne DANUTA KSIĄŻKIEWICZ
Copyright Marian Bielicki
SPIS TREŚCI
ZAMIAST PRZEDMOWY
I. TAJEMNICE WYDARTE PUSTYNIOM 11
Na początku szukano Niniwy. — Kłopoty z dziwnymi znakami. — Zagadka pochodzenia klinów. — “Odkrycie" Sumerów. — Gdy odkopano Uruk. — Dramaty w Nippur. — Był tu niegdyś kraj gęsto zamieszkały. — Te skarby działały jak magnes.
II. OKRUCHY TYSIĄCLETNIEJ HISTORII .. 41
Najdawniejsi mieszkańcy Dwurzecza. — Na widowni pojawiają się “czarnogłowi". — Pytania bez odpowiedzi. — Zaczęło się w Eridu. — Uruk — ok. 2900 p.n.e. — Legendy o Enmerkarze. — Bohaterowie szukali surowców. — Błędy kopistów i rewelacje uczonych. — Epos o Gilgameszu, tabliczka z Tummal ł chronologia. — Jeśli spojrzeć oczami Sumerów. — Gdy Mesilim zbudował świątynię. — Królestwo było w Ur. — Lagasz — miasto bogate. — Gorzka cena wielkości. — Król, który przyszedł za późno. — Pod rządami najeźdźców. — Zwycięski książę Utu-hengal. — Gudea — pasterz sprawiedliwy. — Sumeryjski renesans. — Pean na cześć króla Szulgi. — Choć odnosili zwycięstwa. — Ostatni władca Sumeru.
III. BOGOWIE RZĄDZĄ ŚWIATEM 167
Gdy Sumerowie stworzyli bogów. — Uosobienie sił przyrody. — Bóstwo, które umierało. — Bogów jest coraz więcej. — Ań — król niebios. — Człowiek potrzebny jest bogom. — Tak postanowił Enlil. — Jak Enlil Ninlil uwiódł. — Modlitwy do Enlila. — Bogowie stworzyli człowieka. — Enki i porządek świata. — Me — boskie prawa. — Bogowie jak ludzie. — Zdarzyło się to w raju. — U źródeł biblijnych przekazów. — Legenda o potopie. — Bóg Nanna wędruje do Nippur. — Hymny ku czci boga księżyca. — Losy bogów i losy ludzi. — Bóg słońca Utu. — Gromowładny Iszkur. — Legenda o Ninurcie. — Ningirsu, patron miasta Lagasz. — Boginie o różnych imionach. — Małżeńskie kłopoty bogini Inanny. — Mit o człowieku, który posiadł boginię. — Zmienna wizja bogini. — Misterium boskich zaślubin. — Pieśni miłosne. — Bogini w królestwie zmarłych. — Obrazy piekieł. — Sumeryjska przypowieść o “Hiobie". — Los człowieka. — Gdy umarł król. — Treny na śmierć ojca i żony. — W pogoni za nieśmiertelnością. — Kapłani, kapłanki, obrzędy.
Spis treści
IV. ICH DZIEŃ POWSZEDNI .. 269
Odczytano z glinianych tabliczek. — “Podręcznik" dla rolników. — Ho- -dowcy ł pasterze. — Ludzie i zwierzęta. — Miasto w cieniu świątyni. — Lud utalentowanych rzemieślników. — Kupcy lubili wędrować. — Biedni i bogaci. — Uczeni rządzą światem. — Dzień ucznia. — Ojcowie i dzieci. — Medycyna i demony. — Tak wiele złych duchów na świecie.
V. ZGODNIE Z PRAWEM 323
Proces o morderstwo przed XXXVIII wiekami. — Kodeks króla Urnam-mu. — Dzięki archiwum sądowemu w Lagasz. — Małżeństwa i rozwody. — Sprawy kryminalne. — Niewolnika broniło prawo. — Umieli czynić sprawiedliwość.
BIBLIOGRAFIA 355
INDEKS 365
SPIS ILUSTRACJI 381
Synu mój, szukaj wiedzy
u minionych pokoleń, dopytuj się o nią!
Z sumeryjskiego tekstu Pisarz i jego niesforny syn.
ZAMIAST PRZEDMOWY
Powstanie tej książki jest największym zaskoczeniem dla jej autora. Sprawa bowiem miała się tak: W końcu 1959 roku, wertując w bibliotece niezastąpioną od lat Wielką literaturę powszechną Trzaski, Everta, Mi-chalskiego, zatrzymałem się nad rozdziałem opracowanym przez ks. prof. Józefa Bromskiego na temat piśmiennictwa w Sumerze i Akadzie. Rzecz okazała się tak frapująca, że przypadkowe zainteresowanie przemieniło się w trwałą pasję. Stwierdziwszy ze wstydem, że moje wiadomości o Sumerze ograniczają się do wiedzy, iż tak nazywane państwo istniało kiedyś na terenie Mezopotamii, postanowiłem zakres posiadanych informacji poszerzyć. Sięgnąłem po publikacje stare i nowe, i... odkryłem świat niezwykły, tajemniczy, kuszący. Dzięki pomocy, jaką mnie, laikowi usiłującemu zgłębić tajemnice sprzed 5000 lat, okazała zawsze cierpliwa i wyrozumiała pani magister Krystyna Łyczkowska z Uniwersytetu Warszawskiego, uzyskałem dostęp do wielu publikacji. Niestety, zainteresowanie Sumerem w Polsce nigdy nie było zbyt wielkie, a wojna i natłok ważniejszych powojennych spraw nie sprzyjały ani ich rozwojowi, ani systematycznemu wzbogacaniu księgozbiorów. Trzeba więc było uciec się do pomocy znajomych i nieznajomych, którzy różnymi sposobami umożliwili mi zapoznanie się z pracami w kraju nieosiągalnymi. Szczególnie gorąco dziękuję za to profesorowi S. N. Kramerowi i profesorowi E. A. Spei-serowi z University of Pennsylvania, którzy w odpowiedzi na moją nieśmiałą prośbę obficie wyposażyli mnie w materiały i błogosławieństwa na trudną przygodę — wypad pisarza w dziedzinę wiedzy, dostępnej jedynie wąskiemu kręgowi specjalistów.
Odkrywając Sumer dla siebie, pomyślałem, że warto chyba zachęcić i innych do poznania dziejów i kultury ludu, który przed tysiącami lat stworzył wspaniałą — zapomnianą, niedawno odkrytą i wciąż odkrywaną — cywilizację. Przecież sami nie wiemy, z czego korzystamy. Nie zdajemy sobie sprawy, gdzie tkwią źródła kultury, w której kręgu wyrośliśmy. Pisząc, nie myślimy o tym, że to Sumerowie pierwsi stworzyli pismo; licząc — że oni byli twórcami pierwszych zapisów liczbowych i formuł matematycznych; patrząc w gwiazdy — że to oni pierwsi prowadzili obserwacje astronomiczne; odbierając lek w aptece — że sumeryjscy lekarze układali pierwsze w dziejach ludzkości recepty. Tylko nieliczni spo-
10
Zamiast przedmowy
śród nas mają pojęcie o tym, jak fascynująca była historia i kultura Sumerów i jak wiele — wbrew zapomnieniu, trwającemu długie tysiąclecia — z ich dorobku przetrwało w myślach i dziełach następujących po nich cywilizacji.
Po czterdziestu wiekach, dzięki żmudnemu, pełnemu poświęcenia i wyrzeczeń trudowi uczonych, Sumer został odkryty na nowo, a dorobek Sumerów doczekał się najwyższego uznania — stał się przedmiotem dociekliwych badań i zawziętych naukowych sporów. Trzeba było zrewidować wiele pojęć, przesunąć początki naszej cywilizacji w czasie i w przestrzeni. Na światło dzienne wydobyte zostały nie tylko imponujące rozmiarami i doskonałością artyzmu zabytki architektury i sztuki. Przemówiły niepozorne, zniszczone, wydarte żarłocznym piaskom pustyni tabliczki gliniane, na których Sumerowie utrwalili tak doskonałe dzieła ludzkiego umysłu, że stały się one źródłem natchnienia poetów, filozofów i uczonych, władców i teologów starożytnego świata. Okazało się, że koncepcje religijne, społeczne, prawodawcze, estetyczne, literackie cywilizacji, ukształtowanej w rejonie Basenu Śródziemnomorskiego, w zasięgu oddziaływania starożytnych ludów Bliskiego Wschodu i kultury greckiej, uchodzą głęboko w przeszłość — do Sumeru. Że tu, w dolinie Dwurzecza, powstały najdawniejsze przepisy prawne i pieśni miłosne, organizacje handlowe i formy gospodarki przemysłowej. Że tu szukać należy pierwowzorów Noego i Hioba, Hadesu i raju, prawa Euklidesa i Ezo-powych bajek... Jakże niewspółmierna jest wiedza uczonych o tysiącleciu dziejów i czynów ludu Sumerów z wiedzą posiadaną przez nas wszystkich. Pomyślałem więc, że — chyba można i trzeba ponad brzegami tej przepaści przerzucić przynajmniej wąską kładkę.
Książka, którą — jako wynik sześcioletnich poszukiwań wiedzy o Sumerze — oddaję w ręce czytelnika, jest próbą takiej właśnie “kładki", opowieścią o bardzo dawnych dziejach i bardzo dawnych sprawach, skonstruowaną w oparciu o to, czego dowiedzieli się uczeni. Nie jest to — zastrzeżenie takie wydaje mi się konieczne — próba obiektywnej historiozoficznej czy kulturoznawczej pracy naukowej. Po prostu — gawęda, napisana z myślą o tym, aby przybliżyć czytelnikowi zapomniany, tajemniczy lud, któremu tak wiele zawdzięczamy.
M. B. Warszawa, luty, 1965 r.
L TAJEMNICE WYDARTE PUSTYNIOM
Historia odkryć Mezopotamii — nie tej, którą znano jako kraj bogatych i wspaniałych miast ze strzelistymi wieżami minaretów, i nie tej, którą znano jako pustynię grożącą śmiałkom straszliwymi burzami piaskowymi, piekielnym żarem bezlitośnie palącego słońca, pustynię, gdzie nagle pojawiali się okrutni arabscy rozbójnicy — historia odkryć Mezopotamii ukrytej właśnie pod wędrującymi piaskami, Mezopotamii “starej jak świat" — to niekończące się pasmo krew mrożących przygód, niezwykłych wydarzeń, nieprzeczuwalnych rewelacji. Nic tedy dziwnego, że historii tej poświęcono wiele książek, cieszących się ogromną poczyt-nością. Wszak nawet specjalistyczne, suche fakty omawiające prace, czyta się z zapartym tchem, jak sensacyjne powieści z doskonale skonstruowaną, intrygującą fabułą. Odkrycie owej starożytnej Mezopotamii wzbudzało podziw dawniej, gdy tylko poczyniono pierwsze, jeszcze nieśmiałe i niepewne kroki na drodze wędrówki w zapomnianą przeszłość ludzkości, oszałamia swą niezwykłością i dziś. Kiedy młody londyński prawnik, Austen Henry Layard, urzeczony wizją bajkowego Wschodu, porzuciwszy adwokacką kancelarię wyruszył w 1839 r. w daleką podróż i opisawszy swe niezwykłe wrażenia i odkrycia, w 1849 r. ogłosił dwutomową książkę Niniwa i jej pozostałości, publikacja została w mgnieniu oka rozchwytana przez czytającą publiczność. O Mezopotamii — tej starożytnej, dopiero odnajdywanej — krążyły już w Europie legendy nie mniej fascynujące niż o bogactwach kalifów i krasie Bagdadu.
NA POCZĄTKU SZUKANO N I NIWY
Mezopotamia od wieków pociągała podróżników i badaczy. Wszak o tym kraju opowiadała Biblia, pisali o nim antyczni geografowie i historycy. Gdzieś tu biblijna przypowieść umiejscowiała kolebkę Abrahamo-wego plemienia; i wieżę Babel, którą wznosić mieli przepełnieni pychą śmiałkowie, by wedrzeć się do niebios, a Bóg pomieszał im języki; i dumną Niniwę; i straszliwe miasto Nemroda. Gdzieś tu wznosiły się potężne mury Persepolis, stolicy Dariuszowej, zdobytej przez Aleksandra Macedońskiego, który — jak powiadał grecki historyk Diodor — “pod-
14
Tajemnice wydarte pustyniom
czas orgii pijackiej, w chwili kiedy postradał panowanie nad swym umysłem", podpalił pałac królewski.
Niewiele więcej jednak wiedziano o przeszłości tych krain, opanowanych przez islam, a przeto trudno dostępnych dla innowierców. Ciekawość przeszłości, głód wiedzy o tym, “co się działo przed nami", jest i był jednym z głównych czynników, skłaniających ludzi do podejmowania przedsięwzięć nieraz ryzykownych i niebezpiecznych. Wprawdzie rabbi z Tudeli, w królestwie Nawarry, Beniamin syn Jonasza, nie w celach naukowo-badawczych wyruszył w roku 1160 w trzynastoletnią podróż na wschód, ale jemu właśnie zawdzięczamy najdawniejsze, bo w 1178 r. spisane, a w roku 1543 ogłoszone drukiem po hebrajsku (przekład łaciński ukazał się w 1575 r.) sprawozdanie, w którym mowa jest o pomnikach przeszłości Mezopotamii. Po odbytej pielgrzymce do Palestyny, rabbi Beniamin z Tudeli ruszył przez Tadmur, przebył pustynię, przeprawił się przez Eufrat i wędrując częściowo lądem, częściowo wodą w górę Tygrysu, dotarł do Mosulu, by odwiedzić tu swoich współwyznawców. Wzgórza ruin, być może, jeszcze wyraźnie widocznych spod piasków, musiały na nim wywrzeć wielkie wrażenie i obudzić jego zainteresowanie swym pochodzeniem. Pisze więc w sprawozdaniu: “To miasto jest teraz stolicą królestwa perskiego; położone nad brzegami Tygrysu zachowuje ową wielkość i wspaniałość starożytną; między nim a starożytną Niniwą istnieje tylko most; lecz Niniwą doszczętnie została zniszczona; jednakże liczne wioski i osiedla rozłożyły się pośród starożytnych murów."
W tym samym mniej więcej czasie wędruje po Mezopotamii inny duchowny wyznania mojżeszowego — rabbi Petahiasz z Ratyzbony (zm. w 1190 r.), który w swoim opisie wspomina, iż Niniwą jest kopcem ruin — niestety, nie podaje, gdzie się one znajdują. O ruinach opowiada też misjonarz, brat Ricoldo de Monte di Croce, zwiedzający Mezopotamię w roku 1290. “Potem, zaiste, wielką połać ziemi przemierzywszy, przybywamy do Niniwy, miasta wielkiego..." Niniwą nazywa Fra Ricoldo Mosul i mówi o starych i licznych usypiskach ruin. Bardziej szczegółową relację sporządził bawarski lekarz i przyrodnik Leonhard Rauwolff z Augsburga, po zwiedzeniu Mosulu około roku 1575. Opowiada on w swej Beschrei-bung der Reyse Leonhardi Rauwolffen... (1582) o wysokim, położonym tuż za miastem okrągłym wzgórzu, niby plaster miodu zamieszkałym gęsto przez ubogą ludność. ,,W tym miejscu i wokół niego — czytamy — przed laty znajdowało się potężne miasto Niniwą, które [...] czas jakiś było stolicą Asyrii."
Opierając się na informacjach Beniamina z Tudeli i Leonharda Rauwolff a, wielki geograf XVI w., Abraham Ortelius, w pracy Thesaurus geographicus (1596) podaje, iż niektórzy autorzy identyfikują Mosul ze
Na początku szukano Niniwy 15
starożytną Niniwą (co — jak się okazało — było mniemaniem niesłusznym).
Przypuszczenia pierwszych europejskich podróżników brzmiały równie nieprawdopodobnie, co zachęcająco. Budziły niepokój i nadzieję. Odnaleźć Niniwę — owe miasto, o którym prorok Nahum powiedział: “Spustoszone jest Niniwę, kto nad tobą chwiać głową będzie?" (Proroctwo Na-humowe III, 7) — oto marzenie śmiałków.
Niniwą — zburzona i spalona w sierpniu 612 r. p.n.e. przez zwycięskie wojska Medów i Chaldejczyków po krwawej walce, w której rozgromili siły znienawidzonych królów asyryjskich, przeklęta i skazana na zapomnienie przez następne pokolenia i nowych władców — dla ludzi, wyrosłych w Europie, była właściwie miastem z legendy. Inaczej działo się w krajach arabskich. Tu, w Persji, żywa była tradycja, przechowująca pamięć o zamierzchłych czasach; geografowie arabscy, tacy jak Abulfeda, Ibn Haukal czy Jakut, w swych pracach podawali położenie starożytnych miast mezopotamskich. Cóż, kiedy Europa nie znała dzieł tych uczonych. Mimo to co najmniej czterech europejskich podróżników z tego okresu mówi wyraźnie o tym, że ruiny Niniwy znajdują się w pobliżu Mosulu: Anthony Sherley (1599), John Cartwright (1601), Piętro delia Yalle (1616—1625) i J. B. Tavernier (1644). Żaden z nich nie ma jednak pewności, które z licznych wzgórz w okolicy Mosulu kryje szczątki tego miasta, jakkolwiek Cartwright, przyjąwszy za pewnik, iż wybrany przezeń kopiec jest Niniwą, dość dokładnie określa wymiary stolicy asyryjskich królów. Sto lat po stwierdzeniu przez Tayerniera, że Niniwą leży pod wzgórzem Nabi Yunus, francuski podróżnik Jean Otter “przenosi" ją na zachodni brzeg Tygrysu, w górę biegu rzeki. Dopiero w 1766 r. duński uczony i podróżnik Karsten Niebuhr, zatrzymawszy się w Mosulu w drodze z Bombaju, podejmuje badania i słusznie określa, że ruiny poszukiwanego miasta znajdują się pod kopcami, na wprost Mosulu, na przeciwległym brzegu rzeki. I znów upłynie osiemdziesiąt lat, zanim Paul Emil Botta oraz Layard na własne oczy zobaczą od stuleci poszukiwaną Niniwę.
Niestety, ramy naszej opowieści są ściśle określone i nie pozwalają na dokładny opis dziejów wszystkich odkryć mezopotamskich i przygód, jakich doznawali odkrywcy. Wspomnieliśmy o tym najwcześniejszym okresie poszukiwań — zwłaszcza Niniwy — nieco szerzej, ponieważ one, w sposób niezamierzony wprawdzie, niemniej decydujący, doprowadziły do odkrycia Sumeru. Szukano bowiem śladów Asyryjczyków i Babilończy-ków, szukano potwierdzeń przeszłości, bądź co bądź, znanej. Nikt z wymienionych dotąd odkrywców nie przypuszczał, że historia Mezopotamii sięga tak odległych czasów, jak te, którym poświęcona jest ta książka. Nie przypuszczał tego neapolitański kupiec Piętro delia Yalle, który, aby
16 Tajemnice wydarte pustyniom
zagłuszyć cierpienia miłosne — jego narzeczoną rodzice wydali za innego — wyruszył w 1616 r. w podróż na Wschód. Podczas dwunastoletniej włóczęgi — opisywał ją w listach do rodziny i przyjaciół, które złożyły się, wraz ze szczegółową relacją, na trzytomowe Opisanie podróży... (opublikowane w latach 1660—63) — przemierzył wzdłuż i wszerz ziemie ówczesnej Persji. Zawdzięczamy mu wiele informacji o pozostałościach starożytnych miast, m. in. ruin Babilonu i Persepolis. Nas podróżnik ten interesuje szczególnie z dwóch względów: w liście datowanym 5 sierpnia 1625 r. opowiada on o swej bytności na wzgórzu Mukajjir. Tu znalazł cegły pokryte dziwacznymi znakami. Podobne znaki widział już delia Valle w ruinach Persepolis. Ornamenty to? A może — jak powiadają Arabowie — ślady czarcich i demonich pazurów? A może dziwne, nieznane pismo? Odkrywca twierdzi, że to właśnie pismo. Wszak już przed czterema laty, w liście poświęconym wizycie w Persepolis, przerysował pięć znaków i określił je jako wyrazy, przy czym z podziwu godną przenikliwością uznał, że należy je czytać od lewej strony ku prawej. A jeszcze wcześniej tego rodzaju “obrazki" widział na cegłach w ruinach Babilonu. Opisuje więc dokładnie znalezisko z Mukajjir — że cegły były suszone w słońcu, co go tak zdumiało, iż motyką zaczął grzebać w kilku miejscach, aby się przekonać, czy się nie myli. Stwierdził wówczas, że w miejscach, które stanowiły podpory budowli, cegły były wypalane, lecz nie różniły się wielkością od suszonych w słońcu.
Zapamiętajmy nazwisko tego Włocha — on to bowiem jako pierwszy Europejczyk wbił motykę w piach, kryjący ruiny sumeryjskiego miasta Ur (Mukajjir). I on, kupiec, włóczęga i po trosze awanturnik, dostarczył uczonym pierwszych znaków klinowych, zapoczątkowując tym samym dwieście lat trwającą historię ich odczytania.
KŁOPOTY Z DZIWNYMI ZNAKAMI
Drugim podróżnikiem, który podobnie jak Piętro delia Yalle, nie zdając sobie z tego sprawy, natknął się w swych poszukiwaniach na Sumerów, był wspomniany już Karsten Niebuhr. Zorganizowawszy na polecenie króla Fryderyka V tzw. “Ekspedycję Arabską", Niebuhr wyruszył na jej czele z Kopenhagi 7 stycznia 1761 r. Wśród zadań, jakie postawione zostały przed wyprawą, wymienić należy przede wszystkim zdobycie pomników przeszłości i odnalezienie Babilonu. Pragnieniem Niebuhra było również poznanie większej ilości tekstów klinowych, których zagadka pasjonowała wszystkich uczonych lingwistów i historyków. Tragiczne były losy duńskiej ekspedycji. W ciągu kilkunastu miesięcy zmarli wszyscy jej uczestnicy. Jedynie Niebuhr ocalał i przezwyciężywszy
Kłopoty z dziwnymi znakami 17
choroby, nie lękając się trudów, odbywał podróże po niebezpiecznych pustynnych terenach. Jego Opis podróży do Arabii i innych krajów ościennych wydany w 1778 r. stał się niejako elementarzem wiedzy o Mezopotamii, nie tylko dla interesujących się egzotyką czytelników, lecz także dla uczonych. Zawarł on w tej książce, obok rzetelnego sprawozdania o dniu dzisiejszym owych krajów, szereg niezwykle cennych informacji o zabytkach przeszłości, które sam widział. Pozostawmy na uboczu szczegóły wspomnianych wyżej opisów i rozważań o Niniwie, bądź Babilonie i wieży Babel, zwróćmy natomiast uwagę, że to właśnie Nie-buhrowi zawdzięcza nauka pierwsze niezwykle sumiennie wykonane kopie inskrypcji persepolijskich. Duńczyk, podtrzymując opinię sformułowaną przez Piętro delia Valle, wyraził stanowcze przekonanie i ugruntował przyjęte przez innych uczonych stanowisko, że znaki te są pismem, które należy czytać od lewej strony ku prawej. Jako pierwszy określił on, że inskrypcja złożona z trzech wyraźnie rozgraniczonych kolumn reprezentuje trzy rodzaje pisma. Nazwał je klasami I, II, III. Wprawdzie Niebuhrowi nie powiodły się próby odczytania napisów, jednak jego rozważania na ich temat okazały się niezmiernie cenne i w zasadzie słuszne. On to wszak stwierdził, że klasa I to pismo staroperskie złożone z 42 znaków. Wiadomo obecnie, że 9 z tych znaków (wliczając w to symbol dzielący wyrazy) nie stanowi liter. Również Niebuhrowi zawdzięczamy hipotezę, że każda z trzech klas pisma reprezentuje inny język. Kopie wykonane przez tego podróżnika i opublikowane w jego książce, a także jego uzasadnione przypuszczenia, zostały wykorzystane przez Grotefenda przy odcyfrowywaniu pisma klinowego.
Poświęcamy tej sprawie tyle uwagi, ponieważ okazała się ona kluczem do rozwiązania zagadki istnienia Sumerów. U progu XIX stulecia świat naukowy dysponował już dostateczną ilością tekstów klinowych, by przejść od wstępnych, nieśmiałych prób do definitywnego rozszyfrowania tajemniczego pisma. Szereg cennych obserwacji poczynił Fryderyk Christian Munter, duński uczony, który w referacie, odczytanym w 1798 r. w Królewskim Duńskim Towarzystwie Nauk, sugerował, iż klasa I (wg podziału Niebuhra) reprezentuje pismo alfabetyczne, klasa II — sylabowe, zaś III — ideograficzne. Postawił on hipotezę, że trzy różnojęzyczne, trzema systemami pisma utrwalone teksty inskrypcji z Perse-polis zawierają identyczną treść. Chociaż te spostrzeżenia i hipotezy były słuszne, nie wystarczyło to jednak do odczytania i przetłumaczenia owych napisów. Nie zdołał tego dokonać ani Munter, ani też wychodzący z tych samych założeń Oluf Gerhard Tychsen, podejmujący swe próby w tym samym czasie. Dopiero Georg Friederich Grotefend (1775—1853), nauczyciel łaciny i greki liceum w Getyndze, osiągnął to, czego nie mogli dopiąć jego poprzednicy. Niewątpliwie pikantny smaczek ma historyjka
18 Tajemnice wydarte pustyniom
o tym, jak to Grotefend, pasjami lubiący rozwiązywać rebusy i szarady, założył się w piwiarni z przyjaciółmi, że rozwiąże “łamigłówkę z Perse-polis", czym wywołał śmiech i drwiny. Nikt nie chciał uwierzyć, że problem, nad którym bezskutecznie głowiły się najtęższe umysły Europy, może zostać rozwiązany przez skromnego nauczyciela. Grotefend przystępując do pracy korzystał nie tyle z doświadczeń zapalonego szaradzisty — choć z pewnością okazały się one pomocne — ile z dorobku poprzednich badaczy. Dysponował doskonałymi kopiami Niebuhra; znał opisaną przez Silvestre de Sacy formułę “król królów", używaną przez władców perskich w starożytności; mógł posłużyć się słownikiem An-ąuetil Duperrona, podającym wiele wyrazów staroperskich, mógł wreszcie oprzeć się na hipotezach Huntera—Tychsena. Nie pomniejsza to w niczym zasług Grotefenda, który znalazł rozwiązanie równie genialne co proste.
Tryb jego rozumowania przedstawia się w skrócie następująco: przyjął, że w kolumnie zapisanej pismem klasy I ma do czynienia z alfabetem liczącym około 40 liter. Trzy z nich powtarzają się nader często — są to więc samogłoski, a wśród nich a, zgodnie z przypuszczeniami Miin-tera i Tychsena. Ze zgrupowania tych samogłosek Grotefend wywnioskował, iż ma do czynienia z napisem w języku Zend. Uwagę jego zwróciła również powtarzająca się grupa złożona z siedmiu znaków klinowych. Przyjął, że te siedem liter oznacza słowo “król", nie zaś, jak sugerowali jego poprzednicy, “król królów". W takim wypadku grupa znaków poprzedzających słowo “król" powinna odpowiadać imieniu władcy. Ostatecznie Grotefend ułożył następującą szaradę:
X-król-syn-Y-króla-syna-Z
Oczywiście, zanim doszedł do tej “ślepej" formuły, musiał dokładnie przeanalizować każdy klin, stawiać hipotezy dotyczące form gramatycznych nieznanego języka, myśleć, studiować i jeszcze raz myśleć i znów studiować. Przypuszczenia Grotefenda okazały się trafne. Przeanalizowawszy dane historyczne podstawił w miejsce symbolów swego rebusa imiona władców i otrzymał właściwy przekład inskrypcji:
Kserkses król, syn Dariusza króla, syna Hystaspesa.
Trudno wyobrazić sobie cały ogrom pracy i dociekań, jakich wymagało właściwe przetłumaczenie tych kilku zaledwie wyrazów. Chodziło przecież m. in. o znalezienie odpowiedników dla każdego klina, a pisownia imion, przekazywana przez rozmaite źródła, była bardzo różna. Np. imię Hystaspesa znane było w wersjach: Goszap, Kistap, Gustasp, Witasp. Zaiste, trzeba było być geniuszem, aby w tym labiryncie znaleźć właściwe w europejskich językach odpowiedniki literowe dla poszczegól-
Kłopoty z dziwnymi znakami 19
nych klinów. Grotefend bezbłędnie odcyfrował dziewięć znaków alfabetu staroperskiego. Musiało upłynąć jeszcze 30 lat, zanim Francuz Eugene Burnouf i Norweg Christian Lassen znaleźli właściwe ekwiwalenty dla wszystkich znaków klinowych.
W tym miejscu uznać można za zakończoną pracę nad odczytaniem tekstu klasy I inskrypcji z Persepolis. Uczonym nie dawała jednak spokoju tajemnica pisma w dwóch pozostałych kolumnach. W tym czasie gdy Lassen i Burnouf ogłaszają swoje prace na temat alfabetu staroperskiego, działający w Persji major oddziałów wojskowych Kompanii Wschodnio-Indyjskiej i zarazem współpracownik Inteligence Seryice, Henry Creswicke Rawlinson, podejmuje próby odczytania klinów na własną rękę. Dokonuje tego w oparciu o inskrypcję z Persepolis. Jakiekolwiek były służbowe — oficjalne czy nieoficjalne — zainteresowania Rawlinsona, jego prywatną namiętnością była archeologia i święcąca swe pierwsze triumfy lingwistyka porównawcza. Kontynuowanie badań nad starożytnymi językami utrwalonymi w mezopotamskich inskrypcjach wymagało nowych tekstów. Rawlinson prawdopodobnie wiedział od wędrownych kupców, że przy starożytnym trakcie wiodącym z górzystego Luristanu do Babilonu (za jego czasów przechodził tamtędy szlak handlowy z Kermanszah do Bagdadu) wznosi się wysoka skała, na której widnieją ogromne, lęk budzące postacie i tajemnicze znaki. Udał się więc do Behistunu i wdrapawszy się z narażeniem życia na pionową skałę, na której wykuta była potężna płaskorzeźba, przystąpił do kopiowania napisu w języku staroperskim. W ciągu lata i jesieni 1835 r., siedząc na drabinie, ledwie opartej o wąski występ chodnika nad przepaścią, przerysowuje Rawlinson większą część perskiego tekstu inskrypcji z Behistunu. W tym samym okresie 1836 r. oraz w roku 1837 uzupełnia swoje kopie, zaś czas między wizytami w Behistunie wypełniają mu liczne podróże i przede wszystkim praca nad przekładem tekstu, l stycznia 1838 r., skopiowany i przetłumaczony tekst pierwszych dwóch ustępów behistuńskiej inskrypcji, zostaje odesłany do Królewskiego Towarzystwa Azjatyckiego w Londynie, dokąd dociera po dwóch i pół miesiącach. O geniuszu Rawlinsona mówi to, iż przekładu dokonał samodzielnie, nie znając wyników badań europejskich uczonych. Z Londynu pracę skierowano niezwłocznie do Towarzystwa Azjatyckiego w Paryżu, aby zapoznał się z nią i ocenił najwybitniejszy specjalista Burnouf. Trud Rawlinsona oceniono bardzo wysoko; nieznanemu majorowi z Persji nadano tytuł członka honorowego Societe Asiatiąue.
Przekład tekstu staroperskiego nie zadowolił Rawlinsona, intrygowały go dwie pozostałe kolumny. Inskrypcja na behistuńskiej skale, podobnie jak persepolijska, sporządzona była w trzech językach. W okresie od 1844 do 1847 r. Rawlinson dokonuje karkołomnych wspinaczek; zawieszony na
20 Tajemnice wydarte pustyniom
linie dziesiątki metrów nad przepaścią kopiuje resztę napisów. Darujmy sobie szczegółowy opis złożonych metod, jakimi posługiwał się ten badacz przy rozszyfrowywaniu zagadki pisma — jak je nazywał — elamickiego i babilońskiego. Zadanie było nieskończenie trudniejsze niż przy tekście staroperskim. W tej kolumnie bowiem znaki klinowe wyrażały nie litery, lecz sylaby. Jednakże język utrwalony przy pomocy klinów klasy II — choć uczeni toczyli zawzięty spór o jego nazwę: ela-micki, medyjski, suzański, scytyjski etc. — miał już swój naukowo opracowany klucz przez Nielsa Ludwiga Westergaarda. Udało się więc Rawlin-sonowi i współpracującemu z nim Edwinowi Norrisowi i tę kolumnę dosyć dokładnie rozszyfrować.
ZAGADKA POCHODZENIA KLINÓW
Wszystkie te kłopoty okazały się jednak “drobiazgiem" w porównaniu z komplikacjami, jakie nastręczała III kolumna, zapisana, jak się później okazało, systemem pisma ideograficzno-zgłoskowego. Tu jeden znak czasem równał się sylabie, a czasem całemu wyrazowi. Co więcej, za pomocą tego samego znaku wyrażane były różne sylaby, a nawet różne wyrazy. Analizując tekst Rawlinson doszedł do wniosku, że to budzące zdumienie i niepokój zjawisko stanowi jakąś regułę. Oto dla przykładu — bodajże najprostszego z omówionych przez Rawlinsona i innych uczonych — sylaba zawierająca spółgłoskę r pisana jest za pomocą sześciu różnych znaków, zależnie od tego, z jaką samogłoską to r się wiąże (ra, ar, r i, ir, ru, nr). Zupełnie inaczej wyglądało owo r wówczas, gdy do takiej zgłoski dochodziła jeszcze jedna spółgłoska — m, n, k itd. Spółgłoski występowały zawsze w sylabach, w przeciwieństwie do samogłosek, które czasem występowały jako oddzielny dźwięk. Tę “dwoistość" odczytu można zilustrować choćby takim przykładem: zespół znaków klinowych oznaczający imię króla: NABUKUDURRIUSSUR (tj. Nabuchodo-nozor), czytany według wartości dźwiękowej brzmi: AN-PA-SA-DU-SIS. Trudno więc dziwić się, że gdy Rawlinson ogłosił wyniki swej pracy, nie tylko laicy, lecz także uczeni dali wyraz oburzeniu “z powodu niewczesnych żartów". Nie chciano uwierzyć, że ktokolwiek kiedykolwiek mógł wymyślić tak zagmatwany sposób pisania. Ci zaś, którzy zgadzali się, iż możliwość taka istniała, wpadali w skrajny pesymizm — czyż uda się kiedyś rozwikłać tę gmatwaninę wieloznaczności martwego, zapomnianego języka?
Był to już jednak okres, w którym lingwistyka wyszła z powijaków, a uczeni badający strukturę języków starożytnych mieli za sobą poważny
Zagadka pochodzenia klinów 21
dorobek naukowy. Dyskusje toczyły się nie tylko wokół problemu rozszyfrowania znaków klinowych III klasy, lecz także wokół natury i pochodzenia języka, w którym tekst ten został ułożony. Grotefend wysunął przypuszczenie, że, nie bacząc na różnice w sposobie pisania, posiadane wówczas (w 1818 r.) babilońskie teksty klinowe wywodzą się z jednego systemu pisania i jednego języka. Uczeni zaczynają się zastanawiać nad tym, jak daleko w przeszłość sięgać może pismo klinowe, jakim ewolucjom ulegało ono w wielowiekowym okresie rozwoju. Wytężona praca wielu badaczy, wśród których wymienić trzeba przede wszystkim Edwarda Hincksa, Williama Talbota, Julesa Opperta, stworzyła podstawy do ostatecznego przezwyciężenia trudności w poznaniu języka babilońskiego. Nieocenioną pomoc okazały tu coraz liczniej odkopywane przez archeologów tabliczki z inskrypcjami. Nauczyli się już je odczytywać i Rawlinson, i Hincks, i Oppert, i Talbot. W połowie XIX wieku geniusz ludzki odnosi jeszcze jedno zwycięstwo nad tajemnicą przeszłości — rodzi się nowa gałąź wiedzy: asyriologia, obejmująca całokształt zagadnień starożytnej Mezopotamii.
Jak już wspomnieliśmy, zagadkowa wieloznaczność pisma klinowego pobudziła uczonych do zainteresowania się jego pochodzeniem. Nasuwała ona przypuszczenie, że pismo, którym posługiwały się ludy semickie (Babilończycy i Asyryjczycy), mogło zostać przez nie przejęte od jakiegoś innego ludu — nie semickiego. Do takiego wniosku dochodzi Hincks w pracy O inskrypcjach z Chorsabad (który, podobnie jak wielu innych uczonych, uważał je za Niniwę), jakkolwiek jego zdaniem język ich jest semicki, forma zapisu ma zupełnie inny charakter, a pismo to jest pochodzenia indoeuropejskiego. Również Rawlinson podkreśla w publikacji, ogłoszonej w tym samym roku 1850, obce pochodzenie pisma, wywodząc je z Egiptu. Dwa lata później Hincks z nieco większą ostrożnością oświadcza w referacie, że “wszystkie znaki reprezentują sylaby i zostały one pierwotnie stworzone do wyrażania nie semickiego języka". W wykładzie wygłoszonym w lutym 1853 r. w Królewskim Towarzystwie Azjatyckim Rawlinson mówi już nie o egipskim, lecz o scytyjskim pochodzeniu pisma. Trzy lata później określa on Akadów jako reprezentantów babilońskich Scytów. “Akadowie zbudowali wszystkie te pierwotne świątynie i miasta Babilonii, oddając cześć tym samym bogom i zamieszkując w tych samych osiedlach co ich semiccy następcy — jednakże wygląda na to, że mieli oni odrębną nomenklaturę zarówno mitologiczną, jak i geograficzną [...] Następnie, gdy plemiona semickie [...] wzrosły w siłę, Sumer i Akad, owe dwa wielkie odłamy Scytów, zostały wyparte z właściwej Babilonii." Swoje przypuszczenia opiera on na nowym, dopiero zdobytym materiale archeologicznym, który umożliwił poznanie takich pojęć jak Sumer i Akad. Wprawdzie Rawlinson wysnuwa zbyt pochopne
22 Tajemnice wydarte pustyniom
i niebawem przez naukę obalone wnioski (np. na temat wspólnego “scytyjskiego" pochodzenia Sumerów i Akadów), trzeba mu jednak przyznać, iż zasadnicza idea, która mu przyświecała, była słuszna.
«ODKRYCIE» SUMERÓW
I oto 17 stycznia 1869 r. wybitny lingwista francuski Jules Oppert ogłasza na posiedzeniu Francuskiego Towarzystwa Numizmatyki i Archeologii, że językiem utrwalonym na wielu tabliczkach odkopanych w Mezopotamii jest język sumeryjski, i że wobec tego musiał istnieć lud zwany Sumerami. Tak więc nie archeologom i nie historykom zawdzięczamy pierwszy wyraźnie sformułowany dowód istnienia Sumerów, lecz precyzyjnym “wyliczeniom" lingwistów.
Słowa Opperta przyjęto z dość dużą rezerwą. Równie głośno wyrażano w kołach naukowych poparcie dla jego hipotezy — którą on sam uważał za pewnik — jak też dezaprobatę. Archeologowie zaczynają szukać materialnych dowodów bytności Sumerów w Mezopotamii. Lingwiści analizują najstarsze inskrypcje. W dyskusji na temat, czy Oppert ma rację, czy nie, najbardziej zaciekłym oponentem był Joseph Halevy, który przez szereg lat zaprzeczał egzystencji Sumerów i twierdził, że język nazwany przez Opperta sumeryjskim — nigdy nie istniał. Teoria Halevyego, której bronił on zaciekle jeszcze w 1905 r., zakładała, iż w Babilonii kapłani wprowadzili ideograficzny system pisania po to, by uniemożliwić zrozumienie ich korespondencji. Niemało uczonych obstawało również przy tym, że teksty sumeryjskie są po prostu tekstami starobabilońskimi. W 1871 r. Archibald Henry Sayce publikuje pierwszy sumeryjski tekst — jedną z inskrypcji króla Szulgi. Dwa lata później Frangois de Lenormand ogłasza pierwszy tom swoich Studiów akadyj-skich, w których opracował m. in. sumeryjską gramatykę oraz szereg tekstów. Od roku 1889 sumerologia staje się uznaną przez cały uczony świat dziedziną nauki, zaś określenie “sumeryjski" na oznaczenie języka, kultury i historii tego ludu wchodzi powszechnie w użycie.
O wielu asyriologach i sumerologach, którym zawdzięczamy znajomość kultury i obyczajów, tekstów gospodarczych i eposów, inskrypcji królewskich i modlitw, wspominać będziemy nie raz na kartach tej książki. Z plejady niestrudzonych badaczy tych tekstów wymieńmy w tym miejscu przynajmniej niektórych: Leonarda Kinga, Frangois Thureau-Dangi-na, Leona Legraina, Hugo Radaua, Henri de Genouillaca, Edwarda Chierrę, Cyryla Gadda, M. W. Nikolskiego, Arno Poebla, Adama Falken-steina, S. N. Kramera. W Polsce zasługa popularyzacji wiedzy o Sumerze przypada w udziale ks. prof. Józefowi Bromskiemu, który opubli-
“Odkrycie" Sumerów 23
kował pierwsze przekłady z piśmiennictwa sumeryjskiego na język polski.
Trudno się dziwić, że to nie archeologowie, wydzierający piaskom me-zopotamskich pustyń tajemnice minionych wieków, powiedzieli światu: tu oto znajdował się Sumer. Ani że nie uczynili tego historycy. Pamięć o Sumerze i Sumerach wymarła przed tysiącami lat — nie wspominają o nich greccy dziejopisarze, głucho było na ten temat w dostępnych materiałach, pochodzących z Mezopotamii, którymi dysponowano przed erą wielkiego odkrycia. Nawet Biblia, owo źródło natchnienia pierwszych poszukiwaczy kolebki Abrahama, mówi o Ur Chaldejczyków i nie wymienia Sumerów. Musiało więc stać się to, co się stało — najpierw trzeba było istnienie tego ludu wykoncypować, dopiero potem zaś udokumentować. Nie uszczupla to więc w niczym zasług podróżników i archeologów, którzy, natrafiając na zabytki sumeryjskie, nie mieli pojęcia, z czym mają do czynienia. Przecież oni nie Sumeru, lecz Babilonii i Asyrii szukali, ale właśnie ich znaleziskom zawdzięczają lingwiści możliwość odkrycia Sumeru.
Pamiętamy, że to Piętro delia Valle pierwszy dotarł do ruin Ur ukrytych pod wzgórzem Mukajjir. Dwa wieki jeszcze upłynęły, zanim następny Europejczyk dotknął stopą gruzów sumeryjskiego miasta. W 1818 roku znakomity malarz angielski Robert Ker Porter wyrusza z Bagdadu na wędrówkę w poszukiwaniu obiektów starożytności. Zatrzymuje się w al-Uhajmir, gdzie znajduje fragment diorytowej steli Hammurabiego. Nie wie jednak, że ruiny, którym się przygląda i odrysowuje je, to pozostałości po sumeryjskim Kisz. Siedemnaście lat później angielski podróżnik i uczony, James Baiłlie Fraser, w towarzystwie praktykującego w Bagdadzie lekarza, Johna Rossa, przeprowadza obserwacje na trudno dostępnych terenach południowej Mezopotamii i dociera m. in. do Warki (Uruk), Dżochy (Umma) i Mukajjir.
Wieści o babilońskich zabytkach, relacje podróżników o wzgórzach, kryjących tajemnicze ruiny, uzupełniane fantastycznymi rewelacjami o krążących wśród tubylczej ludności legendach na temat nieprzebranych skarbów pod zwałami piachu i rumowisk, dyskusje uczonych o otwierających się przed nimi kartach nieznanej przeszłości — oto czym ludzie pasjonowali się w tym czasie nie mniej chyba niż my dziś sprawami Kosmosu. A że archeologię traktowano jako dziedzinę nauki, w której każdy może mieć coś do powiedzenia, jeżeli tylko zdobędzie jakieś starożytne przedmioty, amatorów zyskania sławy nie brakowało. Nie brakło również ludzi, którzy pod wpływem nadchodzących informacji i publikacji dotyczących bądź Mezopotamii, bądź zdumiewających odkryć w Egipcie, podejmowali studia orientalistyczne. Działał i jeszcze jeden czynnik, nic wspólnego z nauką nie mający. Była to epoka wielkiej eks-
24
Tajemnice wydarte pustyniom
pansji kolonialnej. Mocarstwa — i nie tylko mocarstwa — europejskie chciwym okiem spoglądały na wschód. Organizowane są ekspedycje wszelkiego rodzaju, w tym również naukowe, pomyślane przez finansujące je rządy i kompanie handlowe jako przygotowania do podboju militarnego lub ekonomicznego. Wyprawy podróżnicze w szybkim tempie likwidują białe plamy na mapach, zwłaszcza Bliskiego i Środkowego Wschodu — tędy wiedzie wszak droga do Indii. Archeolodzy i badacze in spe nieraz występują w podwójnych rolach — są agentami wywiadów, tajnymi wysłannikami towarzystw handlowych, doradcami lokalnych rządów, politykami i politykierami. Nie zaniedbują jednak żadnej okazji, która umożliwia im zgłębienie mezopotamskich tajemnic.
Dopiero w latach 1835—1837 angielska Ekspedycja Eufracka przeprowadza kartograficzne badania terenów Dwurzecza. Wiadomości o dziwnych wzgórzach, sterczących pośród piasków pustyni, zaobserwowanych przez kartografów, podsunęły Williamowi Kennetowi Loftusowi myśl o obejrzeniu tych niezwykłości na własne oczy. Okazja nadarzyła się w 1849 r., kiedy jako geolog, znany ze swych babilońskich zainteresowań, został powołany na członka turecko-perskiej komisji granicznej. Loftus udając się do siedziby komisji — Muhammary u ujścia rzeki Ka-run do Tygrysu, wybrał drogę lądową. Trudniejszą, ale też umożliwiającą poznanie niemal niezbadanych terenów. Podczas tej podróży po raz pierwszy ujrzał wzgórza o niezwykłych kształtach. Droga jego wiodła koło Niffar, Warki, Mukajjir. Widok tych pagórków musiał na nim wywrzeć ogromne wrażenie, po przybyciu bowiem na miejsce zdołał wyprosić u swego szefa urlop, umożliwiający przeprowadzenie próbnych wykopalisk. Wybór Loftusa pada na największe z widzianych wzniesień — Warkę.
Od tej chwili zaczyna się właściwy kontakt współczesności z zabytkami sumeryjskimi. Na czele małej karawany przemierza Loftus pustynię między Szatt-al-Kar i Eufratem i dociera do Warki. Warunki pracy są niezwykle trudne — z nieba leje się żar, dokuczliwy jest brak wody, którą trzeba sprowadzać z odległego o dwie godziny drogi Eufratu. Urzeczony niezwykłością widoku, spogląda Loftus na potężne usypisko. Nawet wiatr pustynny, od wieków znoszący tu piaski, nie zdołał zatrzeć konturów ruin. Oto na tle wieczornego nieba rysuje się najwyższy punkt wzniesienia, który Arabowie nazywają Buwarija. Góruje nad nim wystę...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]