[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Greg Bear
Wężomag
Przełożył
Jan Malicki
Wydawnictwo
ALFA
Warszawa 1997
Tytuł oryginału
The serpent mage
Copyright © 1986 by Greg Bear
Afterword copyright © 1992 by Greg Bear
Opracowanie graficzne
© Jacek Tofil
Ilustracja na okładce
© Jakub Kuźma
Redaktor serii i tomu
Marek S. Nowowiejski
For the polish edition
Copyright © 1997 by Wydawnictwo ALFA-WERO sp. z o.o.
For the Polish translation
Copyright © 1997 by Jacek Malicki
ISBN 83-7179-002-3
Wydawnictwo ALFA-WERO sp. z o.o. - Warszawa 1997
Wydanie pierwsze
Drukarnia WN ALFA-WERO sp. z o.o.
Zam. 3289/96
Cena zł. 25,-
Książkę tę dedykuję ostatecznie Kristinie
- nie znanej samej sobie,
typowej Beatrycze
1951-1971
 1
Blade, przezroczyste postaci znowu pochylały się nad Michaelem Perrinem. Gdyby
nie spał, rozpoznałby trzy spośród nich, pogrążony był jednak w głębokim i pozbawionym
marzeń śnie. Sen był nawykiem, w który popadł znów po powrocie. Pozwalał mu, choć na
krótko, uciec od myśli o tym, co wydarzyło się w Królestwie.
Stara się być normalny
, powiedziała bez słów jedna ze zjaw do swej siostry
majaczącej w pobliżu.
Niech odpoczywa. Jego czas wkrótce nadejdzie
.
Czy on to czuje?
Musi.
Czy powiedział już komuś?
Swoim rodzicom nie. Najbliższym przyjaciołom też nie.
Tak niewielu ma bliskich przyjaciół...
Michael przekręcił się na wznak odrzucając na bok prześcieradło i koce, spod których
wyłoniły się szerokie, dobrze umięśnione bary. Jedna ze zjaw opuściła rękę, by dotknąć
długimi palcami jego ramienia.
Przestań.
Dba o kondycjÄ™
.
Czwarta zjawa, przypominająca kształtem ptaka, nie odzywała się. Stała przy
drzwiach pogrążona w zadumie. Pozostałe trzy wycofały się od łóżka.
Czwarta w końcu przemówiła.
Nie wie o tym nikt z Rady.
To było zaskoczeniem nawet dla nas
, przyznała najwyższa z tamtych trzech.
Powieki Michaela zatrzepotały i otworzyły się. Zdążył jeszcze dostrzec biały opar
rozpościerający się jak skrzydła, ale równie dobrze mogła to być mgiełka przesłaniająca
wzrok tuż po przebudzeniu. Wzdrygnął się i poderwał do oczu lewą rękę, żeby spojrzeć na
swój nowy zegarek. Była ósma trzydzieści. Zaspał. Niewiele czasu będzie mógł przeznaczyć
na ćwiczenia.
Zbiegł po schodach w beżowym dresie, który dostał w prezencie od rodziców na
ostatnie urodziny. Na jego prośbę w torcie nie było żadnych świeczek. Sam nie wiedział, ile
właściwie ma lat.
Matka, Ruth, czytała w kuchni gazetę.
- Francuskie grzanki za piętnaście minut - uprzedziła uśmiechając się do niego. -
Ojciec jest w warsztacie.
Michael odwzajemnił jej uśmiech i pochwyciwszy długi dębowy kij z kąta obok
kuchennej spiżarni, wybiegł drzwiami wychodzącymi na podwórko za domem.
Poranek był szary od lekkiej mgiełki, która za parę godzin odparuje w słońcu. Przy
uniesionych drzwiach garażu zaadaptowanego na warsztat jego ojciec, John, polerował
ręcznie blat klonowego stolika spoczywający na dwóch pochlapanych farbą kozłach. Spojrzał
na Michaela i przedramieniem otarł z czoła wyimaginowany pot.
- Mój syn sportowcem - powiedziała Ruth wychodząc na kuchenne schodki.
- O ile mnie pamięć nie myli, nosił się zawsze z naręczami książek - poparł ją John. -
Nie bądź dla niego za surowa.
- Śniadanie nie będzie czekać - powiedziała. - Macie piętnaście minut.
John przejechał palcami po jasnej, gładkiej powierzchni i znalazłszy chropowate
miejsce zajął się doszlifowaniem. Michael stanął pośrodku podwórka i przystąpił do ćwiczeń
z kijem trzymając go najpierw w wyciągniętych przed siebie rękach i truchtając w miejscu,
potem unosząc go nad głowę i wykonując skłony w prawo i w lewo, tak żeby dotykać
trawnika raz jednym, raz drugim końcem. Ledwie zdążył się dopracować pierwszego potu,
kiedy w drzwiach kuchni znowu pojawiła się Ruth.
- Śniadanie na stole - oznajmiła.
Popatrywała czule znad filiżanki kawy na syna pałaszującego z apetytem francuskie
grzanki i plasterki bekonu. Z mniejszym niż dawniej entuzjazmem rzucał się teraz na bekon -
czy na jakikolwiek inny rodzaj mięsa...
Ale nie wyraziła głośno swojego spostrzeżenia. Sprawa pięcioletniej nieobecności
Michaela była w domu praktycznie tematem tabu. John spytał go kiedyś o to i Michael okazał
nawet ślad chęci do zwierzeń... Lecz reakcja Ruth - paraliżujący rodzaj paniki, piskliwy głos -
natychmiast zamknęła im usta. Matka dała całkiem wyraźnie do zrozumienia, że nie życzy
sobie rozmów na ten temat.
Miała do powiedzenia jeszcze coś, co nie mogło jej przejść przez gardło. John już się z
tym pogodził; Michael nie. Ta patowa sytuacja nie dawała mu spokoju.
- Przepyszne - pochwalił odnosząc swój talerz do zlewozmywaka. Pocałował Ruth w
policzek i wbiegł po schodach na górę, żeby przebrać się w robocze ciuchy.
Michael nie wszedł jeszcze w obowiązki zarządcy majątku Waltiriego. Czas nie był po
temu odpowiedni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fashiongirl.xlx.pl