[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Â
Â
Â
Â
Rexanne Becnel
Pogromca serc
Prolog
„LONDON TATTLER", 18 stycznia
Po bez mata dwóch latach nieobecnoÅ›ci w krÄ™gach towarzyskich LonÂdynu powróciÅ‚ z pobytu w krajach Orientu James Lindford, wicehrabia Farley. Jego matka i ojczym, wicehrabiostwo Acton, wydali w swoim domu przy Portman Square wytwornÄ… kolacjÄ™ na jego cześć. On sam zamierza pokazać siÄ™ towarzystwu na balu u Edgertonów w nastÄ™pny wtorek.
„LONDON TATTLER", 22 stycznia
Hrabia i hrabina Basingstoke ogÅ‚osili zarÄ™czyny swojej najmÅ‚odszej córki, przepiÄ™knej lady Catherine, z Jamesem Lindfordem, wicehrabiÄ… Farley. Choć niektórych zaskoczyÅ‚o to wydarzenie, wasz wierny koÂrespondent od dawna już podejrzewaÅ‚, że para ta stanie na Å›lubnym kobiercu. Wszak lord Farley jest żywotnie zainteresowany sprawami zagranicznymi naszego wielkiego kraju, a hrabia Basingstoke jest jedÂnym z najbardziej zaufanych doradców króla w tych kwestiach. Należy mieć nadziejÄ™, że teraz lord Farley tym chÄ™tniej osiÄ…dzie w ojczyźnie i zajmie siÄ™ politykÄ… zagranicznÄ…, zaprzestajÄ…c pogoni za przygodÄ…, jaka przystoi jedynie mÅ‚odym dżentelmenom stanu wolnego.
„LONDON TATTLER", 30 stycznia
Urocza lady Catherine Winfield wraz z narzeczonym Jamesem LindÂfordem, lordem Farleyem, widziani byli w Operze Francuskiej. Wszyscy sÄ… zgodni co do tego, że jest to najpiÄ™kniejsza para, jakÄ… przyszÅ‚o nam podziwiać ostatnimi czasy. Mówi siÄ™, że uroczystoÅ›ci ich zaÅ›lubin przeÂwyższÄ… Å›wietnoÅ›ciÄ… Å›lub ksiÄ™cia i księżnej Ashbourne.
„LONDON TATTLER", 4 lutego
PoÅ‚owa towarzystwa z wyższych sfer Londynu zapewne pozostaje dziÅ› w łóżkach, zÅ‚ożona gorÄ…czkÄ…, gdyż pomimo Å›nieżycy, która naÂwiedziÅ‚a miasto zeszÅ‚ej nocy, na przyjÄ™cie zarÄ™czynowe do rezydencji Basingstoke'ow przybyÅ‚ istny tÅ‚um. Dam w gÅ‚Ä™boko wydekoltowanych kreacjach widziano tam wiÄ™cej niż na balu w peÅ‚ni lata. Lady Catherine, niebawem wicehrabina Farley, byÅ‚a promiennÄ… i niekwestionowanÄ… gwiazdÄ… wieczoru, otoczonÄ… wianuszkiem wpatrzonych w niÄ… adoraÂtorów.
„LONDON TATTLER", 6 lutego
RozeszÅ‚a siÄ™ paskudna plotka, która wnet okazaÅ‚a siÄ™ niczym innym jak szczerÄ… prawdÄ…. Wasz wierny korespondent dowiedziaÅ‚ siÄ™, że w niecaÅ‚e trzy tygodnie po zarÄ™czynach hucznie celebrowane poÅ‚Ä…czeÂnie rodów Basingstoke'ow i Farleyów może nie dojść do skutku. WyÂglÄ…da na to, że szlachetny lord Farley poczynaÅ‚ sobie w zdecydowanie nieszlachetny sposób - choć wiadomÄ… jest rzeczÄ…, że postÄ™puje tak wiÄ™kszość mÅ‚odzieÅ„ców udajÄ…cych siÄ™ za granicÄ™. On jednak miaÅ‚ czelÂność sprowadzić rezultaty swej beztroski do wÅ‚asnego domu. Biedna lady Catherine jest w szoku i musiaÅ‚a poÅ‚ożyć siÄ™ do łóżka.
„LONDON TATTLER", 9 lutego
Z haÅ‚asu wokół sprawy Farleya wyÅ‚ania siÄ™ najÅ›wieższa wieść. Taka mianowicie, że kawalerskie gospodarstwo wicehrabiego powiÄ™kszyÅ‚o siÄ™ teraz o dwoje nowych mieszkaÅ„ców. SÄ… to dziewczynka i niemowlÄ™, jego dzieci (z nieformalnego zwiÄ…zku). Czegóż trzeba wiÄ™cej? Wasz wierny korespondent widziaÅ‚ je i z żalem donosi, że niemowlÄ™ jest ciemnoskóre - oczywisty dowód igraszek z jakÄ…Å› egzotycznÄ… istotÄ… ze Wschodu. Nie ma teraz wÄ…tpliwoÅ›ci co do skandalicznych przygód lorda Farleya za granicÄ…. Dociekliwe umysÅ‚y zastanawiajÄ… siÄ™, czy skoÂro trasa jego podróży wiodÅ‚a przez LizbonÄ™, Neapol, Kair i Bombaj, zamierza on przedstawić narzeczonej efekty pobytu w każdym z tych portów?
„LONDON TATTLER", 14 lutego
ÅšwiÄ™ty Walenty przesyÅ‚a pozdrowienia wszystkim zakochanym. JedÂnak Å›wiÄ™ty patron miÅ‚oÅ›ci nie jest w stanie naprawić krzywdy, jakÄ… lord Farley wyrzÄ…dziÅ‚ kobiecie, która z takim oddaniem oczekiwaÅ‚a jego poÂwrotu z dÅ‚ugotrwaÅ‚ych wojaży zagranicznych. Wasz wierny koresponÂdent jako pierwszy spieszy donieść o oficjalnym zerwaniu zarÄ™czyn pomiÄ™dzy Å›miertelnie zranionÄ… lady Catherine a uwodzicielem, lordem Farleyem. Mówi siÄ™, że aspiracje polityczne lorda Farleya nie tylko mu nie pomogÄ…, ale wrÄ™cz zaszkodzÄ…: pobÅ‚ażliwość nie jest cechÄ…, z jakiej sÅ‚ynie lord Basingstoke.
„LONDON TATTLER", 19 lutego
Sklep pasmanteryjny przy Fleet Street w pobliżu Chancery Lane staÅ‚ siÄ™ scenÄ… nieomal bójki pomiÄ™dzy powszechnie krytykowanym lordem Farleyem a wielmożnym panem Peterem Wilkersonem, Å›rednim synem markiza Gorhama. Gdyby nie przytomność umysÅ‚u pana Kerrigana FaÂirchilda, z pewnoÅ›ciÄ… polaÅ‚aby siÄ™ krew. Zdaje siÄ™, że lady Catherine ma wielu obroÅ„ców, którzy nie mogÄ… wybaczyć lordowi Farleyowi Å›miertelÂnego afrontu uczynionego byÅ‚ej narzeczonej.
„LONDON TATTLER", 24 lutego
Dwoje dÅ‚ugoletnich sÅ‚użących w miejskiej rezydencji Farleya porzuciÂÅ‚o swe posady. Choć żadne z nich nie miaÅ‚o ochoty wypowiadać siÄ™ na temat zamÄ™tu, jaki zapanowaÅ‚ w ich dotychczasowym miejscu zatrudÂnienia, żadne także nie zaprzeczyÅ‚o, że trzy dni temu ktoÅ› rozbiÅ‚ okno od frontu, podpalono szopÄ™, w której mieÅ›ci siÄ™ pralnia, a w jednym z pokoi na parterze zerwano zasÅ‚ony.
Wasz korespondent dostrzega aż nadto wyraźnie, że lord Farley muÂsiaÅ‚ postradać zmysÅ‚y. Być może na skutek podróży zagranicznych doÂstaÅ‚ zapalenia mózgu. Tak czy inaczej, szczęśliwym zrzÄ…dzeniem losu lady Catherine odkryÅ‚a jego moralnÄ… marność, zanim zwiÄ…zaÅ‚a siÄ™ z nim na wieczność.
Co do przepiÄ™knej lady Catherine, to w poniedziaÅ‚kowy wieczór triumfalnie powróciÅ‚a do towarzystwa na dorocznym raucie u hrabiny wdowy Bedham. We wspaniaÅ‚ej sukni ze zÅ‚ocistej gazy na ciemnozÅ‚oÂtym jedwabiu, ozdobionej rozetami wyszywanymi z pereÅ‚, wkroczyÅ‚a pod ramiÄ™ z wielmożnym panem Percivalem Langleyem, znanym poÂwszechnie jako jej oddany obroÅ„ca i wielbiciel...
Â
1
Â
PÅ‚acz sÅ‚ychać byÅ‚o w caÅ‚ym domu. Mimo że pokój dzieciÄ™cy znajÂdowaÅ‚ siÄ™ na drugim piÄ™trze wschodniego skrzydÅ‚a Farley Park, aparÂtamenty pana domu zajmowaÅ‚y zaÅ› pierwsze piÄ™tro skrzydÅ‚a zachodÂniego, i tu dochodziÅ‚ krzyk dziecka, sÅ‚aby, lecz nie mniej drÄ™czÄ…cy. Nawet kiedy James Lindford wycofaÅ‚ siÄ™ do gabinetu na parterze, gdzie Å›ciany wypeÅ‚niaÅ‚y półki z książkami, nie mógÅ‚ siÄ™ caÅ‚kiem odÂgrodzić od natarczywego dźwiÄ™ku.
Co jest nie tak z tym dzieckiem, że pÅ‚acze caÅ‚ymi nocami? Bezradnie przeczesaÅ‚ palcami potargane wÅ‚osy, odwróciÅ‚ siÄ™ i odszedÅ‚ od wysokieÂgo okna z widokiem na spowity teraz mrokiem nocy krajobraz.
Bardziej zasadne byłoby pytanie, co jest nie tak z zatrudnioną przez niego opiekunką, że nie potrafi uspokoić biednego maleństwa.
Powinien przesypiać ten haÅ‚as. MaÅ‚ej Clarissie nie sprawiaÅ‚o to najÂmniejszego kÅ‚opotu. Ale z drugiej strony starsza z jego córek nie mogÅ‚a nie spać w nocy. Tyle energii traciÅ‚a na sianie zamÄ™tu za dnia, że co wieczór padaÅ‚a wyczerpana, tylko po to, by rano rozpocząć caÅ‚y zgieÅ‚k na nowo.
Przystanął przed niewielkim kredensem z alkoholami i wytężył słuch. Czyżby zapadła cisza?
PeÅ‚ne zÅ‚oÅ›ci, urywane zawodzenie maÅ‚ej Lei rozlegÅ‚o siÄ™ znowu. ByÅ‚a tak daleko, a równie dobrze mogÅ‚aby znajdować siÄ™ w ty m saÂmy m pokoju, tak bardzo jej pÅ‚acz przeszywaÅ‚ mu serce i przepeÅ‚niaÅ‚ drÄ™czÄ…cym poczuciem winy.
Jak to siÄ™ staÅ‚o, że znalazÅ‚ siÄ™ w tej kÅ‚opotliwej sytuacji? Co go opÄ™taÅ‚o, żeby pomyÅ›leć, że moż e być dobry m rodzicem dla dwóch maÅ‚ych dziewczynek, które tak niefrasobliwie spÅ‚odziÅ‚? JeÅ›li wynajÄ™Âci detektywi kiedykolwiek odnajdÄ… jeg o trzeciÄ… córkÄ™, a ona okaże siÄ™ choć w poÅ‚owie tak nieznoÅ›na jak te dwie, skoÅ„czy w dom u dla obÅ‚Ä…kanych.
GdzieÅ› w oddali zapiaÅ‚ kogut, choć brzask ledwo majaczyÅ‚ nad hoÂryzontem.
Tej nocy nie zazna wiÄ™cej snu niż każdej innej w miniony m tygoÂdniu. Zamiast pocieszać siÄ™ whisky, powinie n pójść do dzieciÄ™cego pokoju i dodać otuchy biednemu, osieroconemu przez matkÄ™ dziecÂku. Może , przy odrobinie szczęścia, Clarissa poÅ›pi dÅ‚użej niż zwykle, wiÄ™c bÄ™dzie musiaÅ‚ zatroszczyć siÄ™ tylko o jednÄ… nieszczęśliwÄ… córkÄ™, a nie o dwie naraz.
W pokoju dzieciÄ™cym paliÅ‚a siÄ™ tylko jedna Å›wieca, ale i to wystarczyÅ‚o, by ujawnić aż za dużo. Opiekunka leżaÅ‚a na swoim posÅ‚aniu, schowana po d grubÄ… koÅ‚drÄ…, z poduszkÄ… naciÄ…gniÄ™tÄ… na gÅ‚owÄ™. Tymczasem Leya usiadÅ‚a w łóżeczku, szlochajÄ…c, jakby serce miaÅ‚o jej pÄ™knąć. Poczucie winy zalaÅ‚o Jamesa jak marznÄ…cy zimowy deszcz. Biedna dziewczynka ma zaledwie dziewięć miesiÄ™cy, a ju ż umarÅ‚a jej matka, rodzina matki odrzuciÅ‚a jÄ… z powodu mieszanej krwi hindusko-angielskiej, po czym wieziono jÄ… przez pół Å›wiata do zimnego, obcego kraju/, tak odmienneÂgo od jej rodzinnych, ciepÅ‚ych Indii. Ni c dziwnego, że teraz po d opieÂkÄ… obcych i nieudolnego ojca pÅ‚acze. Jej serce naprawdÄ™ pÄ™ka. A jego obowiÄ…zkiem jest to naprawić. Z kolejnym westchnieniem, tym razem zdecydowania, przeszedÅ‚ przez pokój, przysiÄ™gajÄ…c sobie, że zwolni nieÂczuÅ‚Ä… opiekunkÄ™ o zimnym sercu i znajdzie kogoÅ› — kogokolwiek — kto bÄ™dzie potrafiÅ‚ ulżyć jego córeczce w nieszczęściu.
- Witaj, Leyo, jak się masz — powiedział z nadzieją, że jeg o szorstki głos brzmi bardziej kojąco dla jej uszu niż dla jeg o własnych.
Zaskoczona spojrzaÅ‚a na niego,Å‚kanie uwiÄ™zÅ‚o jej w gardle, ale bródÂka drżaÅ‚a, jakby lada momen t dziewczynka znó w miaÅ‚a siÄ™ rozpÅ‚akać. Wte m ziewnęła, a zanim zdążyÅ‚a na now o wybuchnąć pÅ‚aczem, on podniósÅ‚ jÄ… razem ze skÅ‚Ä™bionÄ… poÅ›cielÄ… i zaczÄ…Å‚ taÅ„czyć z niÄ… walca po d pochyÅ‚ym sufitem pokoju dzieciÄ™cego.
— Raz , dwa, trzy. Raz , dwa, trzy.Taki sobie walczyk. -Tuli Å‚ jÄ… mocÂno do siebie, bo przekonaÅ‚ siÄ™ już, że dziÄ™ki tem u mniej pÅ‚acze, jakby bezpieczna w jeg o ramionach nabieraÅ‚a otuchy. — Raz , dwa, trzy. Raz , dwa, trzy. MiÅ‚o z tobÄ… taÅ„czyć.
Leya ziewnęła jeszcze raz szeroko, westchnęła spazmatycznie i po chwili jej główka spoczęła na jeg o ramieniu. James siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚, zanurzajÄ…c policzek w jedwabistych, czarnych lokach maleÅ„stwa. PoÂmim o pÅ‚aczliwego usposobienia byÅ‚a najbardziej zdumiewajÄ…cÄ… istotÂkÄ…, niewiarygodnie piÄ™knÄ… z niebieskoszarymi oczami w oprawie gÄ™stych czarnych rzÄ™s. Teraz rzÄ™sy te sklejone byÅ‚y Å‚zami i nawet we Å›nie maleÅ„ka broda i usteczka drżaÅ‚y od nadmiaru nagromadzonych uczuć. Ni e przestawaÅ‚ taÅ„czyć, zwolniÅ‚ tylko nieco, a Å›piew ograniÂczyÅ‚ do mruczanej wersji najnowszego walca Straussa.
Mim o chaosu, jaki jej pojawienie się wprowadziło w jeg o życie, James dobrowolnie uznał Leyę za swoje dziecko i przyjął na siebie odpowiedzialność za nią. To samo dotyczyło Clarissy i trzeciego dziecka, którego miejsca pobytu jeszcze nie ustalono.
WiedziaÅ‚, że ma dzieci i Å‚ożyÅ‚ na każde z nich od chwili narodzin. Przez lata przekonywaÅ‚ sam siebie, że wywiÄ…zuje siÄ™ z obowiÄ…zków, zapewniajÄ…c ich matko m stosowne Å›rodki na utrzymanie domu , ubraÂnia, wyżywienie i naukÄ™ córek. Jednak dwa lata tem u jego poczucie satysfakcji z roli, jakÄ… odgrywa w ich życiu, zostaÅ‚o zachwiane. StaÂÅ‚o siÄ™ tak, gdy przybyÅ‚ z Ameryki Marshall MacDougal, poszukujÄ…c mężczyzny, który zostawszy jeg o ojcem, niefrasobliwie go porzuciÅ‚.
MężczyznÄ… ty m okazaÅ‚ siÄ™ pierwszy ojczym Jamesa, ojciec jeg o przyrodniej siostry Olivii. Ojczym nie żyÅ‚ ju ż od lat, ale jego dawny postÄ™pek mógÅ‚ nie tylko zrujnować Olivie i ich matkÄ™, ale także rzuÂcić cieÅ„ na reputacjÄ™ Jamesa i jeg o drugiej przyrodniej siostry, Sarah. Zamiast jedna k zrujnować ich wszystkich, dochodzÄ…c swoich praw
do majÄ…tku, który istotnie mu siÄ™ należaÅ‚, Marsh zakochaÅ‚ siÄ™ do szaÂleÅ„stwa w Sarah. Po burzliwym narzeczeÅ„stwie pobrali siÄ™ i wyjechali do Ameryki. ByÅ‚o to szczęśliwe zakoÅ„czenie dla wszystkich zaintereÂsowanych, ale Jamesowi pozostaÅ‚a bolesna Å›wiadomość, że byli o wÅ‚os od katastrofy. PosiadÅ‚ość, pieniÄ…dze, tytuÅ‚y - wszyscy niebezpiecznie balansowali nad przepaÅ›ciÄ…, zagrożeni ich utratÄ… i to dlatego, że ojciec Olivii samolubnie postanowiÅ‚ kiedyÅ› zlekceważyć obowiÄ…zki wobec jednego ze swoich dzieci.
Historia Marsha sprawiÅ‚a, że James zaczÄ…Å‚ myÅ›leć o dwojgu dzieÂciach, których byÅ‚ ojcem - zwÅ‚aszcza odkÄ…d coraz poważniej zastanaÂwiaÅ‚ siÄ™ nad małżeÅ„stwem. Na razie jednak nie podejmowaÅ‚ żadnych kroków w zwiÄ…zku ze swoimi córkami. I wtedy dowiedziaÅ‚ siÄ™, że ma jeszcze jedno dziecko, bowiem w czasie jednego z jego pobytów w Bombaju w drzwiach stanÄ…Å‚ dziadek Lei, oznajmiÅ‚, że Senita zmarÂÅ‚a zÅ‚ożona naglÄ… gorÄ…czkÄ… i wepchnÄ…Å‚ w ramiona Jamesa jej dziecko.
Jego dziecko... Ten dzieÅ„ odmieniÅ‚ wszystko. Z poczÄ…tku wzbraniaÅ‚ siÄ™ przyjąć dziecko, potem je pokochaÅ‚. Zmiana dokonaÅ‚a siÄ™ szybko, wrÄ™cz nieÂdostrzegalnie. Powrót z dziewczynkÄ… z Bombaju do Londynu zajÄ…Å‚ mu dwa miesiÄ…ce, dość czasu, by zdecydować, że pora odnaleźć poÂzostaÅ‚Ä… dwójkÄ™ nieÅ›lubnych dzieci. PostanowiÅ‚, że żadnemu z dzieci nie da powodu, by musiaÅ‚o siÄ™ mÅ›cić, rujnujÄ…c jego reputacjÄ™ i życie jego prawowitej rodziny. Spotka siÄ™ ze swoimi córkami, pozna je, pokieruje ich edukacjÄ…. ZamierzaÅ‚ także uwzglÄ™dnić ich przyszÅ‚e potrzeby, zapewniajÄ…c im stosowne posagi. Jak wszystkie jego decyzje w interesach i ta byÅ‚a oparta na prakÂtycznych podstawach i przekonaniu, że czas i pieniÄ…dze poÅ›wiÄ™cone dzieciom pewnego dnia okażą siÄ™ dobrÄ… inwestycjÄ…. Nigdy nie spodziewaÅ‚ siÄ™, że ta prosta decyzja otworzy puszkÄ™ Pandory. Kiedy odnalazÅ‚ ClarissÄ™, odkryÅ‚, że to stworzenie zupeÅ‚nie niepodobne do niewinnej maÅ‚ej Lei: dziesiÄ™cioletnia ulicznica, którÄ… wziÄ…Å‚ za maÅ‚ego chÅ‚opca. Brudnego kieszonkowca o plugawym jÄ™Âzyku.
Jej matka, niegdyÅ› wspaniaÅ‚a Å›piewaczka operowa, z biegiem lat staÅ‚a siÄ™ wiecznie pijanÄ…, wulgarnÄ… ladacznicÄ…. ZorientowaÅ‚ siÄ™, że przepiÂjaÅ‚a co do pensa pieniÄ…dze, jakie przysyÅ‚aÅ‚ na utrzymanie i ksztaÅ‚cenie Clarissy.
Co gorsza, nie miaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci, że za rok czy dwa i Clarissa zoÂstaÅ‚aby zmuszona do pójÅ›cia w Å›lady matki. ByÅ‚ chory na samÄ… myÅ›l
o tym. Zarazem uÅ‚atwiÅ‚o mu to podjÄ™cie decyzji. Nie miaÅ‚ innego wyjÅ›cia, jak tylko zabrać jÄ… od matki i ochronić przed groźbÄ… zarabiaÂnia na życie na ulicy.
Matka targowaÅ‚a siÄ™ twardo, ale jÄ… spÅ‚aciÅ‚. Wtedy dopiero przekoÂnaÅ‚ siÄ™, ku swemu utrapieniu, że z Clarissa — która domagaÅ‚a siÄ™, by jÄ… nazywać Izzy -o wiele trudniej sobie poradzić niż z jej żaÅ‚osnÄ…, chciwÄ… matkÄ…. On byÅ‚ zdecydowany ksztaÅ‚cić jÄ… i ucywilizować, ona byÅ‚a równie zdecydowana mu siÄ™ przeciwstawiać. ByÅ‚a jak dzikie koÂciÄ™ z pazurami ciÄ…gle w pogotowiu, syczÄ…ce i szukajÄ…ce sposobnoÅ›ci ucieczki.
Na domiar zÅ‚ego okazaÅ‚o siÄ™, że nie uda siÄ™ ukryć obecnoÅ›ci dziecÂka. Zanim mógÅ‚ wyjaÅ›nić sytuacjÄ™ Catherine i jej ojcu, prawda wyszÅ‚a na jaw za sprawÄ… jednego z tych szmatÅ‚awców, które nazywajÄ… siÄ™ gazetami. Wtedy byÅ‚o już za późno, by jego upokorzona narzeczona i jej rozwÅ›cieczony ojciec zechcieli go wysÅ‚uchać.
Jak rozpÄ™dzony galeon rozbijajÄ…cy siÄ™ o nieoznaczone na mapie skaÅ‚y w morskiej toni, tak jego pozycja i kariera polityczna rozsypaÅ‚y siÄ™ w drzazgi. Basingstoke dokÅ‚adnie wiedziaÅ‚, z kim w rzÄ…dzie poÂrozmawiać, a plotkarskie brukowce dopeÅ‚niÅ‚y reszty. Bezsilny James wycofaÅ‚ siÄ™ z córkami do Yorkshire, aby przeczekać, aż plotki ucichnÄ…, i zastanowić siÄ™, jak zaÅ‚agodzić sytuacjÄ™. ByÅ‚a zÅ‚a, ale stanowiÅ‚a tylko chwilowe zboczenie z drogi wiodÄ…cej do ostatecznego celu - staÂnowiska królewskiego doradcy do spraw zagranicznych. To jeszcze nie koniec, na to nie pozwoli. Póki co, musi czekać - i radzić sobie z dziećmi.
Ostrożnie, żeby gwaÅ‚townym ruchem nie zbudzić Lei, usiadÅ‚ w foÂtelu na biegunach. Wywiezienie Clarissy z Londynu byÅ‚o dobrym
pomysÅ‚em, powiedziaÅ‚ sobie, zamykajÄ…c oczy. W Londynie dwa razy uciekÅ‚a, ale tu nie bÄ™dzie mogÅ‚a tego zrobić. Na wsi jest caÅ‚kowicie pozbawiona takiej możliwoÅ›ci. A do czasu, kiedy oÅ›mieli siÄ™ znó w spróbować ucieczki, moż e nabierze do niego zaufania na tyle, że nie bÄ™dzie chciaÅ‚a uciekać. Tymczasem on musi znaleźć dla niej guwerÂnantkÄ™ i zatrudnić innÄ… opiekunkÄ™ dla Lei...
Samo poÅ‚udnie to nie najlepsza pora na Å‚owienie ryb, ale te n wczesnowiosenny dzieÅ„ byÅ‚ tak ciepÅ‚y i Å›liczny, że Phoeb e Churchill nie mogÅ‚a oprzeć siÄ™ naleganiom swojej siostrzenicy Helen, by go spÄ™dzić na Å›wieżym powietrzu. W koÅ„c u przecież byÅ‚o ju ż po obÂrzÄ…dkach gospodarskich wokół kóz, kur, pszczół i ogrodu. Ni e byÅ‚o powodu , dla którego siedmioletnia Hele n nie miaÅ‚aby odbyć swojej codziennej lekcji na dworze.
- A jak tam z wyrazami, które zaczynają się na m? - zasugerowała Phoebe, zarzucając linkę w najgłębszą część stawu.
- Hm . - Złotowłosa dziewczynka zmarszczyła brwi w skupieniu.
- Motyle.
- Bardzo dobrze.
- I miętowe cukierki.
- Jeszcze lepiej — pochwaliła Phoebe , zręcznie ciągnąc przynętę po spokojnej toni stawu.
Â
- Co by tu jeszcze... MiÅ‚ość i mÄ…drala, i... maÅ‚a czterolistna koniÂczynka! — wykrzyknęła Helen, podnoszÄ…c do góry roÅ›linkÄ™. - Patrz, Phoebe . Zobacz, co znalazÅ‚am!
Szarpnięcie na końcu linki nie pozwoliło Phoebe spojrzeć.
- Ma m go. Jaki wielki!
- Ni e zgub go! — zawołała Helen, doskakując do Phoebe.
- Chodź tu, panie pstrągu - zachęcała Phoebe, ciągnąc zdobycz wzdłuż brzegu stawu. - Będzie z ciebie pyszne danie. Albo i dwa
- dodała, bo ryba wyglądała na wielką i silną.
Â
Kilka minut trwało podprowadzanie, zanim wyciągnęła srebrzystą rybę na brzeg i w doskonałych humorac h mogły wrócić tam, gdzie zostawiły koszyk z drugim śniadaniem.
Tylko że ich stary wiklinowy koszyk zniknął.
— Co siÄ™ dzieje? - Phoeb e rozejrzaÅ‚a siÄ™ zdezorientowana. Ni e byÅ‚o nie tylko koszyka z polowÄ… bochenk a chleba, sÅ‚oikiem pikli i kawaÅ‚Âkie m sera, ale też starego, postrzÄ™pionego koca, który rozÅ‚ożyÅ‚y na trawie po d drzewami.
— Co siÄ™ staÅ‚o z naszym drugi m Å›niadaniem? - spytaÅ‚a Helen, rozÂglÄ…dajÄ…c siÄ™, jakby ich piknik jakimÅ› cude m sam zmieniÅ‚ miejsce.
— Ni e wie m — mruknęła Phoebe , przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ zaroÅ›lom w poÂszukiwaniu Å›ladu winowajcy. — Moż e Cyganie.
Â
— Cyganie? — Hele n natychmiast przywarła do bok u Phoebe . — Chodźmy do domu , Phoebe. Cyganie są niedobrzy. Babcia mówiła, że to są okrutni złodzieje, którzy kradną niegrzeczne dzieci prosto z łóżek.
Dreszcz przeszedł Phoebe, kiedy spojrzała na linię drzew znanego, a teraz groźnego lasu, ale do Hele n powiedziała:
— WiÄ™c ty nie masz siÄ™ czego bać, prawda? Ty jesteÅ› bardzo grzeczÂny m dzieckiem. Najgrzeczniejszym.
Czy m prÄ™dzej odeszÅ‚y stamtÄ…d. Przynajmniej miaÅ‚y pstrÄ…ga i ekwiÂpunek do Å‚owienia ryb. Jednak dla Phoeb e sÅ‚aba to byÅ‚a pociecha. Może pan Blackstock ma racjÄ™, pomyÅ›laÅ‚a. Moż e mieszkajÄ… za daleÂko od ludzi, żeby czuć siÄ™ bezpiecznie. JeÅ›li zÅ‚odziej mógÅ‚ je okraść w biaÅ‚y dzieÅ„, to co dopiero może stać siÄ™ w nocy? Albo kiedy oddalÄ… siÄ™ od domu !
— Szybciutko - przynagliła, zaczynając biec.
— Czy oni nas gonią? — spytała Helen, ściskając dło ń Phoeb e tak mocno , że aż zabolało.
— Ależ nie, kochanie. Jestem tylko strasznie głodna i tyle.
Â
W domu wszystko wydawaÅ‚o siÄ™ w porzÄ…dku. Trzy kozy nadal pasÅ‚y siÄ™ na Å‚Ä…ce, kury dreptaÅ‚y po podwórk u i ogrodzie, ale nie wyglÄ…daÅ‚o na to, żeby jakiejÅ› brakowaÅ‚o. Mim o to Phoeb e byÅ‚a zaniepokojona. BÄ™dzie musiaÅ‚a zawiadomić o ty m zdarzeniu sÄ™dziego, kiedy tylko wybierze siÄ™ do Swansford, nawet jeÅ›li, jak wiedziaÅ‚a, pan Blackstock uzna to za kolejny powód, dla którego powinna sprzedać chatÄ™ i farÂmÄ™, i przenieść siÄ™ do miasta. Ni e chciaÅ‚a tego robić, przynajmniej dopóki los jej do tego nie zmusi.
Następnego ranka zniknęło wiadro i ogrodowa ławeczka. Widać było, że ktoś ciągnął ją po trawie.
Ale dlaczego Cyganie ukradli wiadro i Å‚awkÄ™, skoro z kozy mieliÂby o wiele wiÄ™cej poży...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]