[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PIOTR BEDNARSKILANCELOTCopyright by Piotr BednarskiWYDAWNICTWO TOWER PRESSGDAŃSK 2002KĽDZIEL 1.15 wrzenia 1905 roku, około godziny pištej po południu, moja babka TatianaSiergiejewna Łopuchina omal nie przeniosła się na tamten wiat. Siedziała wtedy w parkuokalajšcym dom jej jedynej posiadłoci, leżšcej obok chutoru Kitajgorodka wjekatierinosławskiej guberni. Odwracajšc przeczytanš stronicę spostrzegła, że leżšcy obokchart uniósł się na przednie łapy i wyprężył mięnie. Podniosła głowę i zamarła: przezpółnocnš furtkę wchodził do parku nie kto inny tylko sam Michał Jurewicz Lermontow. Szedłchwiejšc się, jakby przed chwilš dosięgła go miertelna kula. Babka zamknęła oczy iprzywołała na pomoc wszystkich prawosławnych więtych. Trudno dociec czy przywołaniwięci czy mistyczna siła, która zawsze tkwiła w jej duszy, sprawiła, że babka poczytała tozdarzenie za objawienie boskie i otworzyła oczy jeszcze szybciej, niż je zamknęła. Zerwałasię z ławki i co sił wybiegła naprzeciw. Podajšc rękę przekonała się, że Lermontow nie jestzjawš, lecz człowiekiem z krwi i koci, który potrzebuje pomocy. Z drżšcym sercemzaprowadziła go do domu i roztoczyła nad nim opiekę.Muszę w tym miejscu przypomnieć, że babcia, przeczytawszy w siedemnastym roku życiaDemona, stwierdziła autorytatywnie, że tylko Lermontow godny jest jej uczucia. A kiedydowiedziała się, że przebywał w ich domu i podkochiwał się w ciotce, jej fobia pogłębiła sięjeszcze bardziej. Była więcie przekonana, że stałby się członkiem ich rodziny, gdyby jegożycie nie skończyło się tak szybko i tragicznie. Wszystkich kandydatów do swojej rękiprzewietlała teraz przez pryzmat Lermontowa, więc możemy się domyleć, jak fatalniemusiało to się skończyć dla każdego miałka. Jej rodzice, a moi pradziadowie po kšdzieli,3starali się przemówić jej do rozumu, wszelkimi sposobami, ale babka była stanowcza inieugięta, próbę przymusowego wydania za mšż zagroziła samobójstwem. Po paru latachstraciła i konkurentów i chęć do małżeńskiego stanu. Poprosiła więc ojca, aby za posag, jakimiała otrzymać, kupił jej zaciszny dworek w Małorosji, tam gdzie kiedy mieszkałaSzczerbatowa, kobieta która również kochała Michała Jurewicza, i której moja babkaserdecznie nienawidziła, choć jej już dawno nie było na wiecie.W ten sposób babka znalazła się w Kitajgorodce, leżšcej obok szlaku biegnšcego doNikopola, a dalej na Krym, i zaczęła żyć życiem stepowej dziedziczki. I już od pierwszych dnimożna było z czystym sumieniem stwierdzić, że nie chciała być powołana w poczet więtych.Jej arystokratyczne pochodzenie, niepolednia uroda, wrodzony takt i elegancja sprawiły, żewkrótce stała się orodkiem zainteresowania całej okolicy. Każdy z bliskich czy dalekichsšsiadów uważał za punkt honoru stać się gociem jej domu. Ale drzwi stały otworem tylkodla tych, którym oczu nie nadżarła jeszcze stepowa nuda. I sporód tego grona babkadobierała sobie narzeczonych, kochanków, partnerów czy... sam diabeł wie, jak ich nazwać.Każdego z nich trzymała na dystans i nie pozwalała na zbytniš poufałoć, a współżyjšc z niminigdy nie zdejmowała sukni, za ci, którzy prosili o to, wręcz domagali się tego, tracili jejwzględy na zawsze. Odsłaniała tylko to, co było nieodzowne dla zaspokojenia żšdzy, którš siębrzydziła, lecz której nie mogła ani z siebie wyplenić, ani w sobie stłumić. Bardzo częstonawiedzały jš dnie falliczne, kiedy modlitwa ani ciężka praca, do której się zmuszała, niemogły przesłonić tego bezwzględnego organu wyzierajšcego z każdej rzeczy widzialnej iniewidzialnej. Czuła się wtedy jak zwierzę. Aby nie zapomnieć, że jest człowiekiem,zmieniała kreacje po trzy, a nawet cztery razy dziennie. W tych dniach w salonie pojawiało sięrównież wszystko to, co może pobudzić lub zaspokoić zmysł estetyczny poczynajšc odzastawy stołowej, a kończšc na obrazach starych mistrzów. Ale zachować etykietę mogłatylko przez pół, najwyżej godzinę, potem kiwała na swojego wybrańca i niepostrzeżeniewychodziła z salonu. Po godzinie zjawiała się w nowej sukni, z twarzš nie rozpromienionšlecz zgaszonš, jakby się bała, że za chwilę podobny akt może się powtórzyć. To był głównypowód wyjazdu z Moskwy. Bała się skandali, które mogły nadszarpnšć zdrowie jej rodziców izaszkodzić ich pozycji. A tu, w tej stepowej, zaporoskiej głuszy siła skandalu była takznikoma, że jego echo nie docierało nawet do gubernialnego miasta, a gdyby nawet dotarło,4urwano by mu tam łeb bojšc się wpływów jej ojca. I to babka wzięła pod uwagę. Nie mogłaprzecież liczyć na to, że kto potrafi zrozumieć jej irracjonalnš miłoć do Michała JurewiczaLermontowa, człowieka którego koci od szećdziesięciu paru lat trawiła już ziemia. Żyłatylko jego poezja, a przecież ona nie była w stanie uciszyć wzburzonej krwi zakochanej namierć kobiety. Babka była jeszcze na tyle rozsšdna, że zdawała sobie sprawę z tego, iżnikogo z żyjšcych nie potrafi pokochać, a egzystujšc jak mniszka popadnie w obłęd, ponieważprzyłapywała już siebie na niekontrolowanych zwierzeniach miłosnych przed jego portretem,doprowadzajšcych jš do ekstazy. I dlatego wybrała tę zimnš i wyrachowanš formęzaspokajania swoich cielesnych potrzeb.Babka miewała również dni mistyczne, białe dni, ponieważ ubierała się wtedy w suknietego koloru. Jej renice powiększały się jak kotu w ciemnoci, a błękitne oczy nabierałysoczystego blasku jesiennego nieba. Nie przyjmowała żadnych posiłków, wypijała najwyżejkieliszek białego wina i nie reagowała na żadne odgłosy, jakby utraciła słuch. Siedziała bezruchu to tu, to tam i tylko jej twarz wskazywała na to, że jest jeszcze po tej stronie życia.Służba patrzyła na niš ze strachem i politowaniem, a niektórzy czynili ukradkowo znakkrzyża, jak przy spotkaniu ze złym duchem. Nawet pokojówka, Motia, starała się być jaknajdalej od niej, aby czasem nie zrobić czego niestosownego, czego co mogłoby zaszkodzićjej samej lub pani i popłakiwała z bezradnoci.Najlepiej byłoby powiedzieć od razu, że od chwili przybycia do Kitajgorodki, a więc oddziesięciu lat z hakiem, życie babki można odtworzyć przy pomocy kolorów, któreodzwierciedlały stan jej ducha, czy jak kto woli nastrój. Znamy już dnie różnokolorowe ibiałe. Po nich następowały czarne dnie pokory. Gdyby w tym czasie więty Piotrobserwował babkę, zarezerwowałby dla niej miejsce w raju. Motia otrzymywała przymusowyurlop, a wszystkie czynnoci należšce do pokojówki wykonywała sama. Przebaczała równieżwszystkie winy, nawet za złodziejstwo, co w jej mniemaniu było najcięższym grzechem, niekazała chłostać, tylko przez pół godziny wciskała do głowy winowajcy nauki moralne, którepomagały jak umarłemu kadzidło, ponieważ w tym na wpół azjatyckim dworku kradli nie dlazysku, lecz z nudy i przyzwyczajenia. Był to nałóg wyssany z mlekiem matki i nawetnajsroższe kary nie były zdolne podcišć tych korzeni.5Motia, która zdołała już poznać nawyki babki, obserwowała bez przerwy jej twarz. Kiedystwierdziła, że ostre rysy zaczynajš nabierać łagodnego wyrazu, wycišgała z szafy żółtš suknięi rozkładała na fotelu w sypialni. I babka natychmiast jš spostrzegała, obojętnie gdzie w tymmomencie była, jakby odległoć i ciany domu nie stanowiły żadnej przeszkody dla jej oczu.Zamierała na chwilę, a potem pędem biegła do domu, aby się przebrać, wyrzucajšc sobie podrodze grzech zaniedbywania Michała Jurewicza.Na tym kolorze zamykało się koło życiowe babki. Lecz tym razem cykl się nie powtórzył,ponieważ przez północnš furtkę do parku wszedł nie kto inny tylko sam Michał JurewiczLermontow.Zjawił się w żółtym, w dniu należšcym do niego, więc dlaczego babka nie mogłapomyleć, że jej miłoć wstrzšsnęła niebiosami i Wszechmogšcy posłał jeszcze raz na ziemięczłowieka, który był opucił ten padół odrobinę za szybko, aby pożył sobie przyzwoicie przyboku kobiety gotowej utoczyć dla niego własnej krwi. Babka nie tylko pomylała tak, alerównież uwierzyła w to, że została wyróżniona jak nikt przez dziewiętnacie wieków ipoczuła się tak szczęliwa, że jeszcze tego samego dnia zawiadomiła depeszš rodziców, żeMichał Jurewicz Lermontow zmartwychwstał i obecnie przebywa w jej domu.Możecie sobie wyobrazić minę Siergieja Piotrowicza po przeczytaniu depeszy. Obłškana wrodzinie przy ich pozycji i stosunkach towarzyskich to nie mogło pomiecić się w jegogłowie. Lecz czarne litery depeszy były faktem tak oczywistym, że poddawanie trecispekulacjom mylowym mijało się z celem. Należało jak najprędzej przedsięwzišćodpowiednie kroki. Ale jakie?Należy tam pojechać postanowił i na miejscu ustalić, co trzeba czynić, aby uwolnićcórkę od tego urojonego Michała Jurewicza. I zaklšł siarczycie przywołujšc żonę, abyobjawić jej tę nowinę.Ale Michała Jurewicza szlag nie trafił, jak sobie życzył rodzic mojej babki. Co prawdaprzez całš noc majaczył, ale następnego dnia, przed południem, goršczka spadła i niepodniosła się więcej, a na trzeci dzień wstał z łóżka i podszedł do okna. Jego oczy zwęziły sięi upodobniły do oczu zwierzęcia, które nie czuje niebezpieczeństwa, lecz nie dowierzajšcinstynktowi, obserwuje horyzont, aby spokojnie wypoczšć. Jego czujny i przenikliwy wzrokprzenosił się z miejsca na miejsce, aż uczepił się przelatujšcego babiego lata i ledził je,6dopóki nie zniknęło w stepowej dali. Wyszedł wtedy na ganek i usiadł w trzcinowym fotelu.Motia natychmiast podała mu goršcš herbatę z konfiturami i zapytała, czy życzy sobie czegowięcej. Był zaskoczony tym, że wszyscy go znajš, a pozdrawiajšc wymieniajš imię ojca, jakbymieszkał tu od urodzenia lub był człowiekiem, na powrót k... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fashiongirl.xlx.pl