[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Erich SEGAL
Bez sentymentów
Z angielskiego przełożył WITOLD NOWAKOWSKI
WARSZAWA 2001
Tytuł oryginału: NO LOVE LOST
Copyright © Ploys, Inc. 2001
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2001
Copyright © for the Polish translation by Witold Nowakowski 2001
Redakcja: Barbara Nowak Zdjęcie na okładce: Jerome Leplat/SDP/Agencja
Fotogr. BE & W Opracowanie graficzne okładki: Andrzej Kuryłowicz
ISBN 83-88087-75-4
Zamówienia hurtowe: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217
Warszawa tel./fax (22)-631-4832, (22)-632-9155 e-mail: hurt@olesiejuk.pl
www.olesiejuk.pl Wydawnictwo L & L/Dział Handlowy Kościuszki 38/3, 80-445 Gdańsk tel.
(58)-520-3557, fax (58)-344-1338
Zamówienia wysyłkowe: Księgarnia Wysyłkowa Faktor skr. poczt. 60, 02-792
Warszawa 78 tel. (22)-649-5599
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ adres dla korespondencji:
skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78
Warszawa 2001. Wydanie II Skład: Laguna Druk: Łódzkie Zakłady Graficzne
Rozdział 1
Zżerają się nawzajem. Co roku około tuzina płotek wpływa na płytkie wody Worid
Management Agency, ale tylko jedna lub dwie wypływają po drugiej stronie jako dorosłe
barakudy. Prawie wszystkie (nie wyłączając samic) mają samcze cechy. Najczęściej są to
sfrustrowani aktorzy, scenarzyści albo reżyserzy, ogarnięci żądzą sławy i fortuny. Nie dołączyli
do grona gwiazd, więc chcą kreować nowe gwiazdy. Chodzi im tylko o pieniądze. To oni
trzęsą światem filmu i rozrywki, kręcą trybikami i potrafią sprzedać zero w efektownym
opakowaniu. W myśl utartej tradycji nawet najwięksi z nich zaczynali jako podrzędni
urzędnicy do sortowania poczty napływającej do agencji. Cel był dwojaki: oni mogli poznać
zasady działania firmy, a firma mogła płacić najniższe uposażenie doświadczonym skądinąd
pracownikom. Po tak marnym początku jedni wspinali się po szczeblach władzy, a inni
spadali w otchłań anonimowości, aby
więcej nie wrócić. Lub kończyli na posadzie ajenta ubezpieczeniowego. Agencji aktorskich
jest dosłownie bez liku. Ale to samo można powiedzieć o samochodach. Z drugiej strony,
rolls-royce zdarza się tylko jeden. Takie porównanie - przynajmniej w opinii samych
zainteresowanych - znakomicie pasuje do szacownej Worid Management Agency. Przed laty
musiała walczyć z poważną konkurencją, choćby w postaci MCA, ale potem, kiedy podobne
1
jej placówki uległy likwidacji, pozycja WMA pozostała praktycznie niezagrożona. I tak to trwało
od wczesnych czasów wodewilu. Nina pracowała tutaj bez mała trzy lata, obecnie była
"korsarzem" w głównym sekretariacie. Zaczęła jako dzie-więtnastolatka, w tysiąc dziewięćset
pięćdziesiątym roku, dwa tygodnie po ukończeniu kursu dla sekretarek w Al-bany. Teraz już
była weteranem. Każdej jesieni obserwowała nowych kandydatów. Słuchała bolesnych jęków
i okrzyków radości. Ludzka fala to podnosiła się, to opadała. Ci, którzy potrafili być naprawdę
bezwzględni, ulatywali aż pod sufit - reszta spływała na bok. Należała do tych dziewcząt, o
których powiadają: "Byłby z niej naprawdę całkiem morowy kociak, gdyby tylko straciła z pięć,
sześć kilogramów". Ale Nina nigdy nie znalazła powodu, żeby poważnie wziąć się za
odchudzanie. Inne sekretarki mówiły o niej "magnesik", lecz to nie miało pokrycia w
rzeczywistości, bo nigdy nie przyciągnęła żadnego agenta. Nie urzekały ich ani brązowe oczy,
ani jasna cera, ani zwycięski uśmiech. Jej powiernica i koleżanka z celi, siedząca przy
sąsiedniej maszynie do pisania, Maria Cartucci, twierdziła zawsze, że Nina powinna nosić
trochę głębszy dekolt. Sama miała
dwadzieścia pięć lat, więc była tylko trochę starsza od Niny, ale od pięciu lat tkwiła w tym
zawodzie. Nina systematycznie odrzucała pomysły Marii. - Co z tego, że jakiś facet uzna,
iż mam lepsze cycki niż Rita Hayworth? Wolę takiego, któremu reszta też przypadnie do
gustu. Sama spróbuj. - Próbowałam - przyznała się Maria. - Ale w mo im wypadku to jakoś
się nie sprawdza.
Prawdę mówiąc, jeśli chodzi o urodę, to Nina górowała nad swoją przyjaciółką.
Maria ceniła Ninę za poczucie humoru. Razem chodziły do teatru, korzystając z darmowych
biletów przydziela nych im przez agencję. Raz nawet zaprosiła ją na nie dzielny obiad do
rodziców mieszkających na Queensie. Tam Nina zrozumiała, dlaczego Maria jest tak pulchna.
Mamma przygotowała tyle makaronu, że dałoby się nim wypełnić cały jeden sektor stadionu
Jankesów. A to było tylko na przekąskę. Po pasta lasagna e fettuccini przyszła pora na
prawdziwe danie: cielęcinę z parmeza- nem i penne all'arrabiata. Ojciec nakładał wszystkim
kopiaste porcje i jeszcze namawiał na dokładkę. Kiedy zapytał: "Naprawdę masz już dosyć,
Nino?" - ledwie mogła mu skinąć głową.
Przy kawie (czyli jakieś dwie godziny później) pan Cartucci, Amerykanin w pierwszym
pokoleniu, z zawodu maszynista metra, wygodniej rozparł się na krześle i popatrzył na obie
dziewczyny.
- Wytłumacz mi, Angelino - zwrócił się do żony, bo wiedział, że u niej znajdzie posłuchanie -
dlaczego takie dwie ślicznotki jeszcze nie mają mężów? Są piękne, zdrowe i płynnie mówią
po angielsku. Gdzie tu kłopot? - zapytał dziewcząt.
- Chcemy zrobić karierę zawodową, papo - odpowiedziała Maria. - Rozumiesz, co to
znaczy? - Nigdy w życiu nie słyszałem podobnego słowa. - To dziewczyny, które mają...
zawód - pospieszyła z wyjaśnieniem matka. Spojrzał na córkę i jej przyjaciółkę. - Możecie
nam dokładniej powiedzieć, o co chodzi? - Szybko to pojmiesz, papo. Obserwuj Ninę przez
najbliższe lata. Będzie wiceprezesem. - Nie - ze zdumieniem odparł Angelo Cartucci. -
Kobiety nie są prezesami. Ich rola to być mamą. Mada z wyraźnym niepokojem odwróciła
się w stronę Niny. - Nie słuchaj papy. On wciąż żyje w dziewiętnastym wieku. - Wtedy
było o wiele lepiej - oznajmił Angelo i w ten prosty sposób uciął dalszą dyskusję.
2
* * *
W agencji panowała brutalna rywalizacja. Rok po roku część zespołu wymagała wymiany -
a to z powodu ambicji, a to za sprawą kłótni, a to ze względu na nagły kryzys nerwowy.
Rokrocznie więc ich pan i władca Cyrus R. Temko organizował turniej dla złotoustych
samurajów, chętnych do obrony tronu. Z tej okazji przez kilka koszmarnych tygodni Nina
musiała znosić wybujałe ambicje grupki kandydatów, przechodzących obowiązkowe szkolenie
w sekretariacie. Dla nich była to tylko zbędna inicjacja, po której mogli wkroczyć do świętego
kręgu dojrzałych pracowników. Dla Niny i innych dziewcząt - czyściec, w którym każda
z nich tkwiła, dopóki jakiś agent - lub klient - nie zwrócił na nią uwagi, nie uwiódł i wyjątkowym
trafem nie poślubił. W tym sezonie w wyścigu szczurów brało udział z pół tuzina typowych,
zmiennych, wyszczekanych, zadowolonych z siebie sępów w granatowych piórkach, tak
głodnych, że zdolni byli przełknąć świat w jednym kawałku... a przynajmniej na dziesięć
procent. Tylko jeden z nich nie pasował do tej kategońi. Niski, powściągliwy, drobnej postury,
ale z wielkim sercem. Ów terier miniaturka zwał się Elliott Snyder. Mimo nikczemnej postury w
pewnym sensie był atrakcyjny. Gdy mówił, grzywa ciemnych włosów zawsze spadała mu na
oczy. - Jak on tu się wśliznął? - szepnęła Maria Cartucci do Niny. Młodzi aspiranci robili
właśnie pierwszy obchód lochów organizacji. - Jest całkiem fajny - z uśmiechem
powiedziała Nina. - Fajny - przytaknęła Maria. - Ale czy nie za bardzo... powiedzmy...
skurczony? Zasługujesz na trochę lepszego. - To znaczy wyższego? Maria skinęła głową.
- W pewnym sensie... - Podoba mi się, jaki jest - oświadczyła Nina. - Chciałabym, żeby
czuł to samo. Jej towarzyszka z kopalni soli wzruszyła ramionami. - Jedyna rzecz, która się
tu liczy, to rozmiar kłów. - Sprawia wrażenie nieśmiałego. Odpadnie na pierwszej zmianie.
Ale to miło choć raz zobaczyć coś innego. Nawet po trzech latach Nina patrzyła z cielęcym
za-
chwytem na gwiazdorów, choćby takich jak Rock Hudson ("Uwielbiam pana w filmach z Doris
Day...". "Dzięki, ale to ona gra, a ja tylko całuję".) i Steve McQueen ("Uwielbiam pana rolę w
Cincinnati Kid, panie McQueen". "Po prostu mów mi Steve".), czasem ocierających się o nią
po drodze w głąb świątyni. Matka Niny ciągle nie mogła wyjść z podziwu na myśl o
wszystkich sławnych i bogatych ludziach, z którymi stykała się jej córka (stanowili żelazny
temat cotygodniowych rozmów telefonicznych). Pytała jednak: Kiedy znajdziesz kogoś
wyłącznie dla siebie? Na razie Nina wędrowała od jednej maszyny do drugiej. Pozostawała -
jak to określiła jedna z jej koleżanek - "w ciągłym ruchu". Nigdy nie spotykała tych samych
osób, a to miało wpływ na jej gwiazdkowe premie. Gdyby chciała, na pewno zaczepiłaby
się gdzieś na stałe. Sęk w tym, że wcale jej to nie interesowało. Miała wrażenie, że wciąż się
czegoś uczy. Żartowała czasami, że kiedyś na pewno awansuje - pod warunkiem że
wcześniej nie odejdzie na emeryturę. Chyba nie trzeba dodawać, że jej koleżankom
powodziło się znacznie lepiej. Mężczyźni, których poznawała w biurze, na ogół chcieli
jednego - dostępu do skarb-czyka, który chowała dla męża. Inne sekretarki oferowały swoim
potencjalnym chłopcom coś więcej - informacje. Nina też znała kilka cennych sekretów, lecz
gdyby chcieć ją opisać jednym jedynym słowem, wybór padłby na "wierność". Szefowi, pracy
i - chociaż jeszcze nie miała okazji udowodnić tego - człowiekowi, który uczyniłby ją swoją
3
żoną. Niezależnie więc, gdzie bywała, bez pozwolenia nie zaglądała do żadnych dokumentów.
Z drugiej strony, lubiła zerkać w porozrzucane scenańusze. Niektóre
10
^ nich - za zgodą szefa - zabierała nawet do domu, żeby zobaczyć, co obecnie najlepiej się
sprzedaje. W ten sposób zdobywała wiedzę o psychopatologii show-biz-nesu. Przy okazji
robiła przysługę swoim pracodawcom. Zdarzało się, że jakiś agent, widząc jej pasję do
czytania (a sami tego nigdy nie kochali), prosił ją, żeby spokojnie przejrzała to i owo, zrobiła
notkę lub streszczenie i podsunęła jakiś pomysł, co też z tym fantem dalej zrobić. Z chęcią
wykonywała to zadanie. Zdarzało się, że zaraz potem szef dyktował jej notatki już jako swoje
spostrzeżenia, składał na końcu podpis i scenariusz zwykle wędrował do archiwum.
Początkowo starała się jak najrzetel-niej kierować sprawę na właściwe tory. Z biegiem czasu
zagłębiała się w świat fantazji. Wyobrażała sobie, że jest równie mądra - albo nawet
mądrzejsza -jak tak zwani eksperci. A tymczasem w luksusowym apartamencie w Miami
Beach matka Niny, Ellen, z wolna popadała w obłęd, martwiąc się staropanieństwem córki.
Na co ona czeka? Na Ciarka Gable'a? Błagała Henry'ego, żeby coś z tym zrobił. - Niby co,
na litość boską? Ellen, dziewczyna ma dwadzieścia jeden lat i prawo do głosowania. Sama
wybrała, że zostanie w Nowym Jorku. - Ale dlaczego? - ze łzami w oczach pytała jego
żona. - Co takiego tam znajdzie, czego nie ma tutaj? - Choćby kina - odparł Henry. Matka
pokręciła głową. - Nie wiem, skąd w niej ta zwariowana pasja do filmu. Słyszałam, że w tym
fachu roi się od wariatów. - Może im właśnie potrzeba odrobiny rozsądku? Sama
przyznasz, że Nina to wzór cnót i rozwagi.
11
- Jedyne jej zajęcie to stukanie na maszynie. Dlaczego nie wróci tutaj, gdzie jest cieplej? -
Być może lubi kiepską pogodę. - Zawsze postawisz na swoim - z (chwilową) rezygnacją
westchnęła Ellen. - To nie ja. To Nina. Tak czy owak, ich ukochana córka z maniackim
uporem odrzucała zaloty młodzieńców, którzy podczas jej wizyt tłumnie kręcili się przy
basenie. - Tylko popatrz, kochanie - mówiła jej matka. - Czyż nie podoba ci się żaden
muskularny, przystojny Charles Atlas? Przecież to mili młodzi ludzie. Bóg mi świadkiem, że
calutki dzionek na pewno ćwiczą na siłowni. - Nigdy nie przyszło ci do głowy, że przychodzą
tutaj, bo nie mają pracy? Ellen nie na darmo przez dwadzieścia lat kierowała szkołą dla
dziewcząt. Dobrze wiedziała, że dalsze namowy przyniosą odwrotny skutek. Bała się, że Nina
przestanie ją odwiedzać. Szybko zmieniła temat i spytała, dokąd dziś pójdą na kolację. Nina
uwielbiała życie na Manhattanie. To było ekscytujące miejsce. Tylko tutaj, i w tym momencie
dziejów, za kilka dolców - lub za darmo, jeśli ktoś miał szczęście pracować w WMA - można
było obejrzeć słynne przedstawienia. Choćby takie jak Południowy Pacyfik Rodgersa i
Hammersteina, Facetów i laleczki Franka Loessera czy Rekord Annie Irvinga Berlina. Wielu
twórców widziała też na własne oczy. A rok w rok pojawiały się nowe arcydzieła
amerykańskiego musicalu, na przykład My Fair Lady Lemera i Loewe'a czy West Side Story
Leonarda Bemsteina.
12
Początkowo mieszkała w przypominającym klasztor hotelu Barbizon, przeznaczonym
wyłącznie dla kobiet. Potem przeprowadziła się jak najdalej na zachód, do własnego atelier
4
przy Pięćdziesiątej Siódmej Zachodniej. Apartament był skromny, ale w miarę tani i położony
w pobliżu biura i wszystkich cudów miasta. Prowadziła zwyczajne, lecz szczęśliwe życie.
Co wieczór szła "do miasta" - sama lub z jakąś koleżanką. Wciąż nie miała chłopaka. Trwało
to do chwili, gdy na horyzoncie pojawił się Elliott Snyder.
Rozdział 2
Przypadli sobie do gustu. Przez pięć kolejnych dni spotykali się w windzie. Rano jechali w
górę, a po południu - na dół. Lekko speszeni własną nieśmiałością, tylko wymieniali uśmiechy.
Wreszcie w piątek Nina zebrała się na odwagę. - Musisz być bardzo pewny siebie -
wypaliła. Elliott popatrzył na nią z osłupieniem. Właśnie najbardziej brakowało mu ufności w
swoje siły. - Wcześnie wychodzisz - wyjaśniła. - Wszyscy twoi koledzy przesiadują co najmniej
do ósmej lub dziewiątej. Dzwonią do Kalifornii i szukają chociażby strzępków informacji, która
by pozwoliła im już od jutra przeskoczyć na wyższy szczebel. _ Też tak robię - uśmiechnął
się. - Za chwilę wracam do biura. Jeżdżę windą jedynie po to, by podziwiać piękne widoki.
Nina spiekła raka. Słowo "piękne" było szczególnym komplementem w biznesie, w którym
uroda stała się regułą. Elliott doszedł do wniosku, że zabmął już za daleko, aby się teraz
wycofać.
14
- Spieszysz się, czy mogę postawić ci drinka? - zapytał. - Chyba znajdę czas na jednego
- powiedziała. Miała cichą nadzieję, że zabrzmiało to tak, jakby rzeczywiście wiodła bujne
życie towarzyskie. Zaproponował, żeby poszli kilka przecznic dalej, do Longchampsa.
Zdaniem Niny był to szczyt luksusu. Po drodze rozmawiali o ostatnich wydarzeniach w pracy.
O zwykłych codziennych sprawach, takich jak plany braci Wamer, przymierzających się do
sfilmowania Kupca weneckiego w formie musicalu, z Eddiem Cantorem w roli Szajloka. ("Nie -
zdecydował pan Temko. - Byłby zbyt żydowski. A poza tym nie należy do naszych klientów").
Ninie schlebiało - chociaż jednocześnie czuła się lekko skołowana - że ktoś, kto zamierza
zrobić karierę w zawodzie, w którym cynizm i brutalność dawały niepoślednią władzę, potrafi
mówić tak niewinnie. Zanim dopili do połowy zamówione drinki, już byli lekko wstawieni i
gotowi do zwierzeń. Żadne z nich wcześniej nie miało związków z show--biznesem. Nina
przyszła na świat i dorastała w Albany, w stanie Nowy Jork, a Elliott - w Dayton, w Ohio. Za
młodu często zmieniał szkoły. Jej szczenięce lata były ściśle związane z edukacją, bo rodzice
parali się nauczycielstwem. Mama pracowała w szkole dla dziewcząt, a tata trenował młodych
futbolistów. - Nie miał zbyt wielkich osiągnięć - dodała ze śmiechem. - Trzy wygrane
mecze na pięćdziesiąt cztery porażki... albo coś koło tego. Nie pytaj mnie, jak zwyciężał. Być
może druga drużyna wystawiła dziewięciu graczy. Elliott odparł coś krótko i lekceważącym
tonem, więc
15
wyczuła, że raczej nie lubił rozmawiać o swoich rodzicach. Nie pytała go o szczegóły. Po
przełamaniu pierwszych lodów przyznał, że wpadła mu w oko, jak tylko przybył do agencji.
Próbowała się nie czerwienić. - Podoba ci się praca w rzeźni? - zapytała. - Uwielbiam
to... tylko nie wiem, czy rzeczywiście
się nadaję. - Skąd ten pomysł? - Jak ktoś taki jak ja może być dobrym agentem?!
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fashiongirl.xlx.pl